piątek, 1 sierpnia 2014

Anatomia zbrodni (nie)doskonałej 3.2

Ponownie znaleźli się w pokrytej przerażającą czerwienią sali. Tym razem przywitały ich trzy uśmiechnięte twarze oprawione w ramki. Powoli zajęli swoje miejsca, nie odważając spojrzeć prosto w oczy komukolwiek. Stracili kolejną osobę...
-Znowu te grobowe miny, byście dodali chociaż odrobinę rozpaczy, jak ten jeden.- Monokuma wskazał łapką na Saijiego, wpatrującym się w swoje buty pustym wzrokiem. Yashka wymamrotała pod nosem coś w stylu 'pieprz się', ale nikt nie zwrócił na to uwagi. - No to zaczynajcie, nie mamy całego dnia.
-Zacznijmy od broni...- Kohaku spojrzał na Tomiko. - Znalazłyście jakąś?
-Oczywiście.- Odburknęła, nieco urażona. Co za debil, uważa, że niczego nie mamy - pomyślała. -Etsu... Ofiara została ogłuszona tłuczkiem do mięsa, zaraz potem usta zostały zapchane ścierką, drugą związane. Zaraz potem Itsu znalazła...- Przełknęła głośno ślinę, nie czuła się dobrze, tak o tym rozmawiając.
-Znalazłam zza podium rozczłonkowany korpus z nożem wbitym w klatkę piersiową, zanurzony do połowy. Jestem jednak pewna , że to jego użyto do... odcięcia kończyn.- Wypowiedziała szybko na jednym wdechu, a cały obraz stanął jej przed oczami. Poczuła, jak coś w jej żołądku się przewraca.
-Osoba, która to zrobiła, musiała mieć skłonności psychopatyczne, a zwracając uwagę na dość kłamliwe zachowanie pośród nas, może cierpieć na zaburzenia charakteru i osobowości. Oczywiście włączając w to socjopatię.- Hashimoto nie obchodziło to, że prawie nikt nie rozumiał, co ona mówi. Chciała tylko przekazać osobie odpowiedzialnej za to zabójstwo, że jest totalnym psycholem.
-Dużo nam to nie mówi.- Mruknął Miura, zaciskając pięści, kątem oka spojrzał na Saijiego. Miał ochotę strzelić w mordę osobie, która doprowadziła jego kumpla do takiego stanu.
-Nie było żadnych śladów zostawionych przez buty, prócz tych Takemury. Jednak jego wykluczam od bycia zabójcą ze względu na kruchy stan umysłu.
-Skąd to możesz wiedzieć, Hashimoto?!- Wtrąciła się Misaka, wzrokiem wiercąc w Gemmei dziury. Podkrążone oczy różowowłosej i panika mocna słyszalna w głosie mówiły psychiatrze, że dziewczyna zbliża się na pogranicze normalności i szaleństwa. Zalecałby jej odrobinę rozrywki i rozluźnienia, ale gdyby zwróciła uwagę na jej stan, mogłaby pogorszyć jej stan. -On mógłby to wszystko zmyślić! On mógłby nas wodzić za nos, jak tylko by chciał i czekałby, aż oskarżymy kogoś niewinnego! - Z błękitnych oczu Takemury poleciały łzy. Nie zrobił tego. Nigdy by nie mógł zrobić czegoś takiego.Wyjął z kieszeni zakrwawione urządzenie i zaczął drżącymi palcami na nim coś stukać.
-[Jeśli to ci przyniesie ulgę, możesz zagłosować na mnie.]- Dziewczyna spojrzała na niego gigantycznymi oczyma. -[Nie przyznaję się do winy, ale teraz się to dla mnie nie liczy, czy umrę czy nie.]- Przetarł rękawem mokre policzki i spojrzał na nią matowymi oczyma. Zaczęła się zastanawiać, jak to jest możliwe, że to akurat zabójstwo tak złamało chłopaka.
-Nie umrzesz!- Zagrzmiał głos drugiego shoty, jego palce wbijały się w barierkę, a oczy hardo odzwierciedlały sylwetkę Takemury. -Pierzyć tę szkołę! Mam gdzieś, ilu ludzi zginie, nie pozwolę, byś był jedną z nich!- Odwrócił głowę do Kodamy. -Co jeszcze macie?
-Nic.- Szepnęła głosem pełnym desperacji. Wielu z nich wstrzymał oddechy. -Wiemy, że sprawca pozbawił Etsuye kończyn, gdy ten jeszcze żył, wiemy, że użył drabiny by zawiesić jego kończyny. Nic innego. Żadnych ważnych śladów...-Spuściła wzrok w podłogę, by uniknąć tych zawiedzionych spojrzeń.
-Widać, jak to jest, oddając wszystko w ręce niekompetentnych kobiet.
-Co to ma znaczyć, Fuchido?- Wysyczała przez zęby Itsuko, dłonią sięgała już po jeden z długopisów. Przypomniała sobie jednak słowa pani lekarz z poranka i zaprzestała działania, odetchnęła głośno. -W przeciwieństwie do ciebie, my chociaż coś robimy.
-Widać, że odwalacie marną robotę.- Do konserwacji włączył się Yuichi,ciskając w nią złowrogim spojrzeniem.
-Ostatnio też spapraliście robotę! Gdyby nie głupota Sugity, byśmy byli teraz martwi! Teraz też pewnie czekacie, aż ktoś ujawni najważniejszy ślad, który znalazł pewnie przy-pad-ko-wo!- Tomiko zacisnęła pięści, uwagi chłopaków mogła znieść, ale kiedy do tego włączała się Misaka, nerwy zaczęły jej puszczać.
-Nie mieszajcie mnie, proszę!-Krzyknęła z naprzeciwka Nana, kompletnie niezainteresowana tym co się dzieje.
-Jeśli tak bardzo nas obwiniacie za niezalezienie przydatnych śladów, może następnym razem wszyscy się włączycie, a nie tylko trzy osoby!- Sala zamilkła, słysząc, że Gemmei podniosła głos.
-Raczej dwie i pół, miałyście braki w grupie, jakby nie 'spojrzeć'.- Tomiko, Itsuko i Gemmei posłały Ryuunosuke ostre spojrzenia. Chłopak przełknął ślinę, nieco wystraszony.
-Pu-pu, dobre, mały! Tak dla przypomnienia, jak mi się znudzi, to głosujemy.
-Jesteście pewne, że niczego więcej tam nie było?- Joshiro spojrzał błagalnie na Gemmei, ta zaprzeczyła głową.
-Zapomniałyście o rękawiczkach, panienki.- Westchnął dramatycznie Fuchido, kręcąc głową. Tomiko spojrzała na Gemmei, a fioletowowłosa na Itsuko.
-Balerino... jakie rękawiczki?- Zapytała jak w transie, czarne tęczówki chłopaka zmniejszyły się do postaci maleńkich kropek, a jego twarz zbladła, kiedy zrozumiał swój błąd.
-Ż-Żadne... coś mi się... wydawało.- Spróbował się uśmiechnąć, jednak jakoś mu to nie wyszło. Usukari i Hashimoto ponownie na siebie spojrzały i postanowiły grać na zwłokę.
-Aktualnie tam były... rękawiczki.- Zaczęła wolno rudowłosa, przeciągając sylaby. - Tylko skąd ty byś wiedział, że one tam były? Hmm Hi-de-ki? Czyżbyś był sprawcą?
-Haha, nie żartuj sobie! Nie ma mowy, bym zrobił coś takiego!- Uderzył pięścią o drewnianą obudowę.
-Nigdy cię nie lubiłam... przy sprawie Haruki wydawałeś się taki zadowolony. A na egzekucje Taro patrzyłeś jak na dobry film.- Jego wzrok przeniósł się na Itsuko. - Od początku wierzyłam, że to ty... to musisz być ty!- Zdrowe oko nastolatki przepełnione było czystą nienawiścią.
- Pisareczko, coś rzuca ci się na mózg. Mniej dostrzegasz, więc wyciągasz pochopne wnioski - żartem usiłował zyskać na czasie. - Pani psychiatra powiada, że sprawca jest psychopatą. Porównaj siebie i mnie. O ile pamiętam, przyznałaś, że jesteś yangire. Masz problemy z agresją, racja? Czytałem kiedyś scenę gore z twojego opowiadania - takich wyobrażeń ludzie normalni nie mają.
Zamachnęła się i cisnęła długopisem, ten jednak chybił. Naraz ktoś złapał jej ręce i skrępował z tyłu. Zaczęła miotać się jak w ataku padaczkowym. Yuichi, bo to on pochwycił dziewczynę, nie poddawał się.
- Puszczaj! Sama dokonam tej cholernej egzekucji! Musiałeś?! Musiałeś?! O co my tu walczymy?! Żeby uciec! Żywi! Żywi! Wszystko zepsułeś! - szarpnęła się ostatni raz i opadła z sił. Muzyk nie był pewien, czy może ją oswobodzić, w końcu jednak puścił jej ręce.
Monokuma zwijał się na swoim tronie.
- Wspaniałe przedstawienie! Doprawdy, cudowne! Cudownie jest tak na was patrzeć! Czyżbyście nie mieli już nic do powiedzenia? Zatem głosujmy! Aż się zgrzałem z tych emocji!
Głosowanie był jednoznaczne. Wybrali Fuchido.
Maszyna losująca poszła w ruch. Rozbili bank. Wygrali drugą rundę. Przeżyją.
- Ta-ak, tak, Superlicealny Tancerz, Hideki Fuchido, winien jest tej okropnej zbrodni - maskotka wydawała się niepocieszona. - A juz sądziłem, że po teatrzyku szaleństwa wskażecie na bachorka z niewyparzonym językiem... Ale trudno, zasady to zasady, a balerina je złamała. Czas na karę~!
- Dlaczego...? Fuchido, dlaczego? - zapytał Toyotomi. Ciemnowłosy parsknął.
- Po prostu wykorzystałem okazję, by się wyżyć. W końcu - psychopatom wolno. - I tak zaraz miał umrzeć. Mógł więc mówić. - Oto mój prawdziwy sekret - jestem psychicznie skrzywiony, nawet bardziej, niż ta jednooka kretynka.
Kodama nie zareagowała na obelgę pod swoim adresem, patrzyła tępo na drewnianą konstrukcję przed sobą.
- Czemu Etsuya?
- Bo nawinął mi się pod rękę. Nie miałem w planach zabicia konkretnej osoby, równie dobrze mogłoby to być każde z was.
Uczniowie ze zgrozą patrzyli na Hidekiego. Mówił o tym tak spokojnie. Nie jak o brutalnym morderstwie.
- Najbardziej podobało mi się, jak popuścił z bólu. Jedyne, co było dla mnie rozczarowujące, to brak błagań o życie czy walki. Dał mi się poćwiartować, widziałem w jego oczach, że od kiedy oberwał w głowę, stracił nadzieję...
- Dobra, już się nagadałeś - niedźwiedź ziewnął, wyrażając znudzenie i uderzył swoim młotkiem w duży czerwony grzyb.

Poczuł, jak coś oplata się dookoła jego kończyn i zaciąga w stronę otwartego przejścia. Co mu zostało, jak się poddać? Ważne, że to zrobił, że udało mu się załatwić kogoś z tej idiotycznej bandy. Ha! Jego usta wykrzywiły się w przerażający uśmiech, kiedy to patrzył na ich zrozpaczone twarze. Zwał jak zwał, oni wszyscy zginą, jak nie z jego ręki, to z czyjejś innej.
Światła reflektorów oślepiły go na pewien moment, po kilku chwilach źrenice powróciły do normalności, przywracając mu widoczność. Miejsce, do którego śmieciowy król go wcisnął, było dość...znajome. Okrągły pokój z panelami i drążkami do baletu. Od dziecka był zmuszony egzystować w podobnych.
Od tych, w których tańczył na co dzień, różnił się tylko czarnymi ścianami i dziwnymi różowymi śladami butów na panelach. Huh? Krew? Nie zdziwiłby się, gdyby to była krew.
Przed nim stanęła kukła, chociaż bardziej przypominała kobiecego manekina. Chyba wiedział już czym była jego kara.
Podał dłoń formie bez twarzy i porwał ją w taniec po zostawionych śladach. Wkrótce ponownie poczuł jak wokół jego nadgarstków się coś oplata, rzecz jaka go krępowała przypominała różnobarwne pręciki niechlujnie splecione ze sobą. Ciekawe co teraz. Coś go zmiażdży? Zeżre żywcem? Spali? Przymknął oczy i uśmiechnął czarująco. Tutaj, w tym pokoju, jest ustalony jego koniec. Wspaniała rzecz!
Nim się spostrzegł reflektory się wyłączyły, jedyne światło dawały podświetlane ślady, cała reszta pogrążona była w czerni. Obrócił swoją 'partnerkę' nucąc coś pod nosem. Głupi misiek nie może zainwestować w jakąś muzykę.
Ciekawe, co się stanie, gdy zboczy z toru...
-Trzeba się samemu przekonać!- Zawołał dość luźnym tonem i popchnął manekina. I on i kukła stali teraz w bezruchu na czarnej powierzchni, czekał aż coś się stanie. Kukła drgnęła raz, drugi raz, on sam w pewnej sekundzie odczuł nieprzyjemny impuls. Chciał odskoczyć od kukły jednak małe druciki wbijające się w jego skórę uniemożliwiały mu to. Ależ oczywiście! Jego 'partnerka' raziła prądem! Cóż nudna egzekucja...
Powrócił na swój tor chcąc potańczyć jeszcze odrobinkę przed swoją śmiercią.
Jednak różowe ślady zniknęły. Próbując przypomnieć sobie, gdzie one leżały, stawiał kroki na niewłaściwych miejscach. Coraz więcej elektrycznych impulsów przebiegało przez jego ciało, ba! Nie czuł już swoich nadgarstków.
Kolejny zły ruch.
Kolejna fala prądu.
Kolejny impuls ściągający go w dół.
Ale nie było tak źle, liczył na coś jeszcze gorszego od samego swojego wyczynu na tym idiocie Etsuyi.
Może powolne obdzieranie ze skóry? Albo ta dziwna technika krojenia ludzkiego mięsa kawałek po kawałku kiedy ofiara jeszcze żyje? Ah tyle możliwości!
Zatrzymali się. Impuls ustał. Spojrzał na cholerną kukłę. I te parę kolejnych za nią...?
Każda otoczyła go ze wszystkich możliwych stron, został opleciony drutem wokoło całego ciała. Wydał z siebie cichy śmiech, jednak jego oczy wyrażały tylko jedno...
rozpacz.

Pozostałość jego idiotycznej klasy ujrzała jak chłopak zostaje usmażony żywcem, z jego ciemnego teraz ciała uciekał odór spalenizny i biały dym.
Ktoś przerażająco się śmiał, w chrapliwym rechocie dało się usłyszeć nuty histeryczne. Żadne z nich nie musiało się odwracać, by wiedzieć, czyj to "chichot".
Zaraz i tak umilkł, teraz dźwięk przypominał stłumione łkanie, usłyszeli tupot stóp, drzwi otworzyły się gwałtownie i ktoś wybiegł.
- A ponoć go nie lubiła... - Miura chciał wtrącić jakiś żart odnośnie sekretnych uczuć żywionych przez pisarkę do tancerza, kiedy to ktoś uderzył go pięścią w brzuch. Nie zdziwił się, iż zrobiła to Tomiko.
- Durniu, nie rozumiesz? Kodama chce stąd wyjść żywa i zależy jej, by udało się to reszcie. Nie rozumiem jej poświęcenia co do niektórych jednostek... - obrzuciła yakuzę złym spojrzeniem. - ...ale mimo wszystko...To, co zrobił Fuchido, wstrząsnęło nią tym bardziej, iż wierzyła, że jej poprzednie działania odniosą skutek. Że przerwie grę Monośmiecia.
- Naiwna kretynka - prychnęła Ozogami. - Wiadomo, że to na nic...
- Przynajmniej się stara, a co niektórzy najwidoczniej mają to głęboko w poważaniu! Obyście tego pożałowali - syknęła ze złością ruda.
- Uspokójcie się, kłótnie niczego nie wnoszą, jedynie pogarszają relacje między nami - wtrącił Kohaku, widząc, że wszystkowiedząca zbiera się do rozerwania Misaki na drobniusieńkie strzępy.
- Chcesz pozastępować Koda...
- ZAMKNIJCIE SIĘ WSZYSCY - zawołał Yuichi. - Podogryzajcie sobie później, zgoda? 
- Gemmei, czemu wcześniej nie wspomniałyście o rękawiczkach? - milczący do tej pory Joshiro spojrzał na psychiatrę. Ta wzruszyła ramionami.
- Bo o nich nie wiedziałyśmy, żadna ich nie znalazła.
Zszokowane spojrzenia grupy jej nie speszyły. Szachistka zaczęła się jąkać.
- Czy-czy-czyli znowu ba-balansowaliśmy na g-g-granicy śmierci? G-gdyby t-ten kretyn o-o nich nie wspomniał...
- Naprawdę?! Jesteście żałosne!
- Grając na zwłokę, morderca sam się ujawnił, koniec końców...
- Koniec końców, gdyby nie brak myślenia ze strony tamtego dupka, my leżelibyśmy w kostnicy! To zakrawa na jakąś paranoję!
-Doskonale - głos Hashimoto przypominał lodowe ostrze. - Następnym więc razem wy szukajcie zabójcy, a ja będę krytykować każde niedociągnięcie.
- Na tych niedociągnięciach opiera się nasze przeżycie...!
Kłócili się aż do dotarcia na parter. Porozstawali się, wściekli na siebie wzajemnie. Porozchodzili się do pokoju, rzucając złośliwościami na resztę klasy. Hashimoto postanowiła sprawdzić, co z Kodamą. Zapukała ostrożnie do drzwi.
- Kodama-san...
Odpowiedzią był odgłos uderzenia. Pisarka cisnęła w drzwi czymś ciężkim.
- No wiesz? Ja tu przychodzę... - "po co?" Lekarka pokręciła głową i zawróciła do swojej sypialni. Też nie ma niczego do roboty, jak zamartwiać się o innych. Jakby się do nich przywiązywała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz