piątek, 6 października 2017

Końcowe odliczanie 9.1

- Pozwólcie, że pozbieram do kupy informacje, których mi dostarczyliście... - wycedziła przez zęby, już świadoma poprzednich wydarzeń Superlicealna Pisarka. Razem z przyjacielem łamane przez klasowym błaznem, zaciągnęli na chama resztę uczniów do jej pokoju,  w celu przeprowadzenia przesłuchania. - Chcecie powiedziedzieć, że wcześniej już zdarzyło się coś podobnego i zostało to udostępnione przez media na globalną skalę. Inna grupa nastolatków zabijała się przed nami, w tym oto miejscu. -Nie rozumiejąc, czemu jest aż tak przejęta tym wszystkim, spoglądali jedno na drugie bezradnie, prócz Gemmei - zdawała się być rozbawiona tym pokazem.
-No...tak?- Niepewna odpowiedź jednego z męskich przedstawicieli dolała oliwy do ognia. Gdyby mogła, we frustracji cisnęłaby krzesełkiem albo czymś innym o ścianę.
- I żadne z kretynów, który zdecydował się zabić, nie pomyślał, że niemal z pewnością zostanie zidentyfikowany jako morderca?! - ze stęknięciem rzuciła się na swoje łóżko, dłońmi zaczęła masować obolałe skronie.- Banda idiotów. Moja klasa to banda idiotów.
-Czuję się bardzo urażony.
-Myślałam, że jesteś świadom przynależności do grupy zidiociałych.
Tym razem to była kolej magika do stęknięcia i zatopienia się w pościeli. Przeszkodziło mu w tym jednak bardzo bliskie spotkanie z czerwonym konwersem.
-Moje łóżko!- Pisnęła Itsuko, zabierając całą kołdrę w ręce.
-Dziwne, jeszcze tak niedawno aż paliłaś się do dzielenia z nim miejsca - na tę chwilę jedynie spaliła się dużym rumieńcem, posłała spojrzenie pełne pogardy i zawodu w stronę rudowłosej; ta siedziała po turecku na podłodze, wrednie się uśmiechając. Tak łatwo było zawstydzić ich małą pisareczkę, beształa siebie za to, że wcześniej nie użyła tego przeciw dziewczynie. Itsu wydawała się inna z rumieńcem na twarzy. Potrząsnęła głową na boki, powodując, że marchewkowe loki rozsypały się na jej ramiona; wewnętrzna sadystka wychodziła na pokaz.
-Myślałem, że jestem drwalem, nie piromanem - mruknął cicho iluzjonista, wciąż leżący twarzą do dywanu; obok niego klęczał Kohaku, jego ręce były prosto złożone, głowę zaś unosił wysoko do góry, innymi słowy siedział jak dziewczyna.
-Wciąż nie rozumiem, skąd te aluzje do drewna.- Podrapał się niezręcznie po potylicy, Joshiro natychmiast odwrócił się na lewy bok i spojrzał mu głęboko w oczy.
-Popatrz na Kodamę i powiedz mi, co widzisz.- Rzekł nieco zbyt poważnie jak na jego idiotyczną osobowość, stalowe tęczówki wierciły dziury w artyście, przyprawiając go o skurcze.
-To się dla nich źle skończy.- Mruknęła w tle doktor, pozostałe dziewczęta przytaknęły jej mimowolnie.
-U-Um... ł-ładne oko?- Wyrwało się nieco piskliwie z ust białowłosego, nerwowo szukał jakiegoś punktu na ścianie bądź podłodze, byleby tylko nie spojrzeć komuś w oczy a tym bardziej dziewczynie, której właśnie sprawił komplement.
-Nie, nie, stary! Patrzaj głębiej!
-Serce wypełnione nadzieją...?- Magik uderzył ręką o ziemię i, opierając na niej swój ciężar, podniósł się do siadu, wydawał się być czymś sfrustrowany.
-Nie! Stary! Chodzi mi o jej nieistniejące piersi! Jest jak taka deska, co z tartaku świeżo wyjechała!- Wybuchnął, gorączkowo wywijając rękoma.
-Ahh, to dlatego...- niebieskowłosy chłopak potakiwał, jednocześnie pokazując gestami, czego brakowało ich przyjaciółce, za co drugi raz tego dnia zaliczył bliskie spotkanie z konwersem Itsuko.
-Wyjazd z pokoju...- Wymruczała diabelskim tonem, stojąc nad obydwoma chłopcami, w tej chwili wydawała się być o wiele większa i straszniejsza dla ich oczu. Odwróciła się do pozostałych dziewczyn z nieco normalniejszym wyrazem twarzy. - Za niedługo zacznie się godzina policyjna, lepiej, jak wszyscy odpoczniemy.
Gemmei od razu ruszyła w stronę drzwi, zatrzymał ją jednak nieco zmieszany głos wszystkowiedzącej.
-Hej, też to czujecie?-  Zapytała cicho, obwąchując pokój w różnych miejscach, natomiast psychiatra odsunęła się od magika.
-T-To nie ja!
-Nie.. coś tu jest...- Rozejrzała się nieco panicznie, kiedy jednak spojrzała na zatroskane twarze przyjaciół, uśmiechnęła się pocieszająco. -Pogadamy o tym z jutra rana? Ahhhh...- Wymusiła z siebie ziewnięcie i wyszła prędko z pokoju zostawiając ich w tyle.
-Miejmy nadzieję, że nie szaleje nam kolejna osoba.- Po chwili ciszy głos zabrała Hashimoto; słysząc nacisk, jaki nałożyła na te słowa, Harada wypadł biegiem za swoją przyjaciółką. Coś ją zmartwiło, a on musiał się dowiedzieć, co. Nie może pozwolić na to, by skończyła jako trup. Nie, jak to było z Misaką.
-Jesteś pewna, że nie powinnaś być Superlicealną Swatką?- Zapytała z przekąsem Itsuko, klepiąc psycholog po ramieniu, ta szybko strąciła jej dłoń.
-Jesteś pewna, że chcesz zostać na kolejną noc z tym głupkiem?- pisarka kwilnęła, po czym bezpardonowo wypchnęła i niską dziewczynę, i nieco zmieszanego sytuacją magika z pokoju.

Z samego rana w stołówce można było zastać tylko zaspanego Joshiro i Gemmei, która delektowała się książką w fioletowej okładce. Z początku widząc, jak zakrywała tytuł dłońmi, nabrał podejrzeń, że czytała coś niestosownego do ich wieku, ale chwilę potem zaprzeczył temu w myślach. To jest Gem, Gem jest za fajna, by czytać pornole - tak wnioskowała jego prosta logika. 
Tymczasem  rudowłosa encyklopedia pospiesznie przemierzała korytarze, zupełnie jakby czegoś szukała. Rozglądała się przy tym niezwykle uważnie, tak, by nie przegapić niczego. Kilka razy strzeliła palcami, a odgłos "kruszonych" stawów roznosił się dość głośnym echem po przestrzeni.
Jak tu pusto. Już wcześniej ich grupa nie była zbyt liczna, a ogrom akademii nie został należycie przez nich zagospodarowany. W końcu nie mieli na to nawet czasu. Ani chęci. Wizja egzekucji dokonanej na przypadkowym uczniu może skutecznie odebrać chęć do czegokolwiek.
Jednak teraz nie miało to znaczenia. Nie powinna popadać w rozmyślania, kiedy ma ważne zadanie do wykonania.
Zamknięta w pokoju Kodama zajęta była aktualizowaniem dziennika. Na stronie 56 umieściła ostatnie zdjęcie z masakrycznej "kolekcji". "Rozpacz pokonana".
Zastanawiał ja fakt, że to nie ona pierwsza zwariowała i zmieniła się w Rozpacz. Może to dlatego, iż nie zginął nikt, z kim byłaby jakkolwiek związana. Cyniczne, jednak prawdziwe, czyż nie?
Spoglądała na zamieszczone daty. Od dnia, gdy nastała Era, skrupulatnie odznaczała każdą dobę. Ludzie pogrążeni w rozpaczy nie rejestrowali już czegoś takiego jak "dzień enty takiego miesiąca takiego roku".
Z notatek wynikało, że dziś mija szósty tydzień uwięzienia. Tak krótko... A zginęło tak wiele osób.
Czekała teraz na 'sprawozdanie' Tomiko. Spotkały się na chwilę rano, w łazience, przyjaciółka podzieliła się z nią swoimi niepokojącymi obserwacjami. Należało to sprawdzić, a ze względu na kalectwo, pisarka nie podołałaby zadaniu. Zresztą nie miała także fenomenalnej pamięci do planu budynku i tylko szczęściem znalazłaby nieprawidłowości. A szczęściem nie należy szastać, ponieważ może się ono wyczerpać w najważniejszym momencie.
A wkrótce będą go potrzebowali w hurtowych ilościach.
Zatrzasnęła zeszyt, fioletowy długopis umieściła w kitce, po czym szybko podążyła do stołówki. Po drodze wpadła na zamyślonego Haradę. Odbiła się od niego, cudem zachowując równowagę.
- Oh, wybacz, n-nie zauważyłem cię... - chłopak odsunął się na bok, zmieszany swoją nieuwagą. - Ja... szukam Tomiko...
- Aktualnie coś sprawdza w szkole - odparła szybko, kręcąc głową. - Pewnie za niedługo wró...
- Jest sama? - białowłosy zmarszczył brwi. - To ryzykowne.
- Jeśli nie natknie się na Monośmiecia...
- Czemu nie poszłaś z nią?
- Musiałam zająć się dokumentacją...
- Czyli wysłałaś ją w pojedynkę, w momencie, kiedy Monokuma jest rozdrażniony swoją porażką, gdzieś w głąb Akademii? - chłopak zaczął się nakręcać, wyprostował się i spojrzał na nastolatkę, zaciskając usta w kreskę. - Nie mogłaś jej towarzyszyć, bo co? Bo dokumenty są najważniejsze? Zdajesz sobie sprawę, że narażasz ją? I co, potem koniecznym będzie ponowna "aktualizacja", może okraszona zdjęciem, co?
- Ha-harada, spokojnie - Usukari wyrosła jakby spod ziemi, uspokajającym gestem położyła malarzowi rękę na ramieniu. Itsuko w myślach dziękowała przyjaciółce, że zjawiła się na czas. Nie umiałaby poradzić sobie z dramatyzującym artystą.
Ta atmosfera zatruje ich. Gdy malarz wszedł na stołówkę, złapała wszystkowiedzącą za rękę.
- I co? - szepnęła, patrząc kątem oka na obecnych przy stoliku psychiatrę i iluzjonistę.
- Chyba... miałam rację... - dziewczyna przegryzła kciuk. Fakt, iż jej przypuszczenia sprawdziły się, nie zwiastował niczego dobrego. Pisarka pokiwała głową.
- Czyli...
- Musimy stąd uciec jak najszybciej.
- Miko-cchi! Kłoda-cchi! - Himeka zerwał się z miejsca, oczywiście był w rewelacyjnym humorze lub bardzo dobrze udawał. Rzucił się na nie z szeroko rozpartymi ramionami, obydwie rezolutnie odsunęły się w dwóch różnych kierunkach, przez co niebieskowłosy (kolor jajecznicy w końcu zszedł) wylądował z łupnięciem na płytkach. Wstając, wybełkotał coś, co brzmiało podobnie do "małe okrutnice".
- Uwaga na kuchnię. Coś jest nie tak z klimatyzacją, a ten "geniusz" rozbił zbuka - Hashimoto podniosła wzrok znad podejrzanej książki, marszcząc nos. - Śmierdzi jak coś...
- Zdechłego, nie musisz ważyć tego słowa - Tomiko wymieniła spojrzenia z przyjaciółką. Oto ostateczny dowód.
-Szczerze, to nie jest tak źle! Raz, jak byłem na obozie, to dzieliłem łóżko piętrowe z takim gościem, który raz na ruski rok skarpetki zmieniał. Jak od niego leciało, hahaha...!- Zaśmiał się głośno, jednak wzdrygnął się odrobinę, przypominając to sobie. Pisarka i doktor spojrzały na niego identycznym przymrużonym wzrokiem - to była informacja w stu procentach niepotrzebna w ich sytuacji.
-Spójrzcie na to z innej strony, to nie był Joshiro.
-Skończcie z tym, proszę! Dla waszej informacji biorę prysznic co drugi dzień!- Wrzasnął machając rękoma na różne strony. Oczywiście był to tylko niemądry żart, jednak spowodował, że reszta odsunęła się na półtora metra. Teraz nie było już sposobu by to odkręcić, mógł zrobić tylko jedną rzecz. Splótł ręce na klatce piersiowej i udawał, że jest obrażony.
Wiedzą jednak, że jakoś udało mu się rozluźnić atmosferę, odetchnął. Dobrze widział jak niektórzy, czyli Kohaku, Tomiko i Kłoda (Gemmei jakoś zdawała się mieć wszystko głęboko w... pośladkach i czytała swoją książkę, nie przejmując światem) wydawali się spięci; wpadanie w chwilowe depresje nie było im potrzebne. No chyba, że to Itsuko, ona miewa takie na tyle często, że się jakoś przyzwyczaił od odróżnienia depresji, gdzie jest smutna, od depresji, kiedy to serio ma jakiś problem.
-Hej, mam coś do ogłoszenia, możecie się zbliżyć?!- Zawołała rudowłosa po chwili niezręcznej ciszy, którą Himeka zapewne przerwałby jakimś głupim żartem, ale musiała wytłumaczyć sytuację, w jakiej się znaleźli.
Ale... chyba każde z nich rozumiało ryzyko, które na nich czekało.
Usiadła na blacie stołu, obok niej miejsce zajął wierny malarz; trochę się obawiała o niego, stał się straszliwie nadopiekuńczy wobec jej osoby. Z drugiej strony być może wreszcie w nim coś przeskoczyło i zrozumiał, że jeśli nic nie zrobią, to zginą wszyscy. Po chwili zaskrzypiało więcej krzeseł, jedno za nią i dwa nagle ustawione przed nią. Jej spojrzenie delikatniało, widząc dwójkę przed nią, niby tak się różnili, a zawsze trzymali się razem.
-Tomiko, dziwnie się uśmiechasz...- Zamrugała otępiale parę razy a zaraz potem potrząsnęła głową, by odgonić niepotrzebne myśli, miała teraz ważniejsze zadanie.
-Ah tak, o czym ja to... właśnie!- Uśmiechnęła się przepraszająco, jedną dłonią kłopotliwie poklepała się z tyłu głowy . - Jak już zauważaliśmy, coś jest nie tak z dopływem powietrza...- Zaczęła powoli, próbując ułożyć szyk zdania tak, by zrozumieli jej słowa. Nie mogła się dać ponieść emocjom i wypaplać, co jej ślina przyniesie na język. -...przeszłam się po całej szkole i uznałam, że tak jest wszędzie.
-Czyli ta parszywa morda serio nam odcina powietrze! - magik wystrzelił w górę jak sprężynka, rozejrzał się panicznie i złapał za gardło. - Nieee, umieram! - Wydał kilka dziwnych dźwięków, Itsuko szarpnęła go za pelerynę, powodując prawdziwe odcięcie tlenu. Usiadł z powrotem i zaczął kasłać. - No przecież żartowałem!
-Tu nie ma już żartów, Joshiro, nie wiadomo, ile nam czasu zostało...
- Ruda mama-lwica dobrze prawi, słuchajcie jej, bachorki.
Nikt nie zareagował żywiołowo na pojawienie się czarnobiałego terroru. Nagłe wyskoki przestały już robić na nich wrażenie, jednak ten piskliwy głosik wciąż niezmiernie irytował . Każde z nich po kolei zaczynało mu posyłać zmęczone spojrzenia. Ruda zmora wydawała się wściekła, że znowu ktoś ośmielił się przerwać, jej wierny pies -a raczej wierna dziewczyna- wyglądał na spiętego i gotowego rzucić się na kogoś. Bezuczuciowa cegła nawet nie drgnęła, ale to chyba przez ten dar bycia fioletowowłosą postacią, pieprzone stoickie mordy nic, tylko stoją i gapią się pustymi gałami. Idiota na miarę światową uśmiechał się skrzywiony, próbując jakoś zignorować jego wspaniałą, puchatą osobę, a najmniej lubiana uczennica patrzała na niego spod byka. -Powiem to prosto, moja najdroższa bando, ta cała szopka trwa już straaaaasznie długo. Serio, aż odcisków na pupie dostałem, tak siedzę i podglądam, co robicie.-Pomachał włochatym zadkiem na lewo i prawo, obrzydzając niektórym dzień.- Dlatego jako wasz szanowny dyrektor, ogłaszam oficjalną datę końca roku szkolnego. Oczywiście... także datę waszego końca.
-Nie sądzisz, że to nieco nie fair?! - Gdyby mógł, wywróciłby guzikowym oczkiem na głupotę niebieskiego klauna.
-A od kiedy tu cokolwiek jest fair? Macie dwa dni na podarowanie mi zwycięzcy, a jeśli nie...-Jego pazury zaostrzyły się i wykonał ruch cięcia w linii szyi. -To wszystko, jeśli chodzi o newsy od waszego kochanego dyrektora. Sayonara, cieniasy!- Wykonując małe salto w tył, zniknął z ich pola widzenia.
-Nie rozumiem...- Wszyscy zwrócili się w stronę Joshiro, który przechylił się do przodu tak, że cień zasłonił mu oczy. -...i tak jesteśmy w Japonii,  po co mówić saugh...!- Kodama owinęła mu pelerynę dookoła głowy, co wywołało z jego strony falę iście dziewczęcych pisków.
-Nie kończ.
-Ciemnooości, błagam, nie odbierajcie mi duszy! Jeszcze jestem prawiczkiem! - przewróciła okiem i zaplotła sznurki podtrzymujące materiał w taki sposóbem, że na głowie magika powstało coś na kształt worka. Chłopak wstał i wbiegł w najbliższą ścianę, po której komicznie się osunął i usiadł ze skrzyżowanymi nogami.
-Ktoś ma jeszcze coś głupiego do skomentowania?- Kohaku podniósł rękę niczym młody i niewinny uczeń podstawówki, skinęła na niego głową.
-A może być coś niegłupiego?- Zadowolona z jego wypowiedzi pisarka pokiwała ponownie głową. Ten odruchowo podrapał się po potylicy; był to ten sam nerwowy tik, jaki dość łatwo przejąć. To dość zaskakujące, jakie proste było odczytanie chłopaka. -P-przepraszam za to wcześniejsze naskoczenie...
-Nie ma sprawy, robiłeś to, co dobra żona powinna zrobić - pomachała lekceważąco dłonią. W tle rudowłosa szyderczo zachichotała, jednakże uśmiech ukryła za dłonią. Jednocześnie próbowała wyplątać przerażonego Himekę z peleryny.
Białowłosy spalił buraka i zaczął jąkać niezrozumiałe dla dziewczyny słowa, ale zauważywszy błogi uśmiech na jej twarzy, zamilkł, a chwilę potem sam uśmiechnął się niewinnie, przymykając oczy.
-Wiem, łamanie czwartej ściany to wielkie no-no, ale widzę kwiatki wokoło albinoska i nie zamierzam tego zignorować.- Z innej strony nie za bardzo potrafił zrozumieć, czemu zirytował się tym jakże słodkim widokiem, może to dlatego, że był za słodki? Albo tym, że... że... - Ja nie jestem zazdrosny czy co, nie zauważajcie mnie dalej.- Wymruczał, odrzucając pelerynę dramatycznie do tyłu, stojąca obok Tomiko po raz kolejny zaśmiała się szyderczo.
-A tobie co? Nie powinnaś być zazdrosna o swojego męża?
-Nie. Poza tym mam ważniejsze przyczyny do zmartwień...- Zmarszczyła brwi, wpatrując się w podłogę, jednocześnie zbliżyła zgięty palec wskazujący do ust.
-Nie musisz cierpieć sama, wiesz?- Wyrwana za zamyśleń, spojrzała na iluzjonistę zaskoczona, szarymi oczyma wciąż wodził po sylwetkach ich przyjaciół.
Kodama znalazła sposób, by znów zawstydzić biednego Kohaku, ten wyglądał, jakby planował zejść na zawał. Do ich konwersacji czasem wcinała się psychiatra ze swoimi sarkastycznymi komentarzami.
Haruka mógłby...erm... mogłaby w tej chwili siedzieć gdzieś przy brzegu stolika i grzebać cicho w obiedzie, posyłając gromadce delikatne uśmiechy.Taro pewnie trzymałby z Gemmei, tak jak na początku, ten, w przeciwieństwie do łagodnego wzroku Suboshi, patrzyłby na wszystkich z góry. Niczym dobry pseudo-lider. Otsu siłowałby się z Yui, przy okazji zwalając talerz z jedzeniem na Hidekiego. Oburzona balerina zaczęłaby odgrywać dramę, w której zadręczałby Itsuko i hejtował dwóch ogromnych nastolatków. Yasia -tu na chwilę się wzdrygnął, przypominając wredną twarz dawnej koleżanki - drzemałaby sobie rozłożona na ławce. Zawsze ujawniała się jej spokojna ekspresja, kiedy spała na lekcjach. Miura i Saiji zajmowaliby się swoim interesem; mógł założyć się o milion jenów, że do tej pory z pewnością coś między nimi zaiskrzyłoby. Jest głupi, ale nie ślepy, ich przyjaźń była zbyt 'inna' na braterską. Nana próbowałaby za wszelką cenę zwrócić ich uwagę na siebie, jednocześnie zaczepiając, a raczej nieprzyzwoicie flirtując z niechętnym do tego Yuichim. Ten poznałby cierpienie konfliktu wewnętrznego: siłować się z Etsują czy słuchać paplaniny tej baby. Misaka stałaby nad nimi ze wzrokiem podobnym do Taro, komentując idiotyzm ich grupy. W środku jednak sama cieszyłaby się momentem.
Gdyby tylko...
-Jesteś dobrą liderką Tomiko, ale bardziej na nas polegaj - uśmiechnął się pewnie.
Gdyby tylko wszystko poszło inaczej, mogliby być nawet zgraną paczką. Niezłą klasą w 'idealnej' szkole.
Jednak równie dobrze mogliby wszyscy skończyć jako trupy, nie dochodząc tak daleko.
Dzięki intelektowi Gemmei, umiejętnościom przywódczym Tomiko i woli walki rozsiewanej przez Itsuko mogli zajść tak daleko. Wyobraził sobie wszystkich jeszcze jeden raz. Wciąż obraz ten wywoływał jakiś ból w klatce piersiowej. Ale nie mógł pozwolić, by Usukari czy ktokolwiek inny...
-Nie musisz sama nosić takiego ciężaru.- ...by ktokolwiek się obwiniał, myśląc, że to tylko jego czy jej wina.
Każdy jest winny po równo, tym, że stał się "najlepszym".
-Głupi jesteś?- Nagle został uderzony z otwartej dłoni w kręgosłup, pisnął niecharakterystycznie dziewczęco i spojrzał zszokowany na rudowłosą. Ta omijała jego wzrok niczym zaraźliwą chorobę, zauważył jednak maleńką czerwień na czubkach jej uszu.
-Hej, ludzie, nowa sztuczka - Tomiko zamieniająca się w buraka! - magik wybuchł głośnym śmiechem, skupiając na sobie spojrzenia trzech par oczu.
- B-bo... Dah! To twoja wina, idioto! Zadręcza mnie i jeszcze udaje zdziwionego.
- Ja nie zadręczam! - jego dolna warga zadrżała. - Jestem milutki i pocieszający jak podusia, chcę dobrze, no-o...
- Ale wiesz, Tomiko, nasz pajac ma całkiem sporo racji - pisarka odstąpiła od pastwienia się nad Haradą, posłała dziewczynie jasny uśmiech. - Wiesz, przeżyliśmy cały ten kataklizm, znaleźliśmy sprawiedliwość i tak dalej. Wiadomo, że to wszystko w jakimś stopniu odbiło się na nas, tak? Musieliśmy diametralnie się pozmieniać i dokonać wyboru - zaufać czy trzymać się z daleka. Fakt, że siedzimy w zwartym szyku, że rozmawiamy ze sobą bez rzucania oskarżeń, podejrzeń lub złośliwości... Jakby nie patrzeć, jesteśmy już przyjaciółmi, a przyjaciele są od tego, by dzielić się z nimi swoimi ciężarami, których w pojedynkę nie udźwigniemy...
- I oto właśnie mieliśmy przykład pięknej, pełnej nadziei mówki! Jestem z ciebie dumny, Kło...
- Jak nie skończysz błaznować, to spotkasz się blisko z pewnym krzesełkiem - jakby tego mało, cały czas się uśmiechała, jedyną słuszną w takim momencie rzeczą było zasznurowanie gęby. Co też zresztą uczynił, w obawie o spełnienie się zapewnień. - Podsumowując, jestem hipokrytką, proponując ci dzielenie się bólami. Wierzę jednak, że jesteś mądrzejsza niż ja i nie spróbujesz udawać introwertyczki.
Zwarty szyk. Gotowi do zdwojonych wysiłków, dla siebie oraz dla ludzi, których nazywają przyjaciółmi. Usukari także rozciągnęła wargi w uśmiechu.
- Taa, chyba masz rację.
- Ba! No pewnie, że ma... Ale tak na serio? Czekajcie, muszę to zanotować, czekaj, pierwszy raz od półtora roku miałam z czymś rację!
- Dobra, skoro już jesteśmy upojeni wizją nierozerwalnych więzi, powinniśmy skupić się na tym, że gnida usiłuje stworzyć nam próżnię. W takim razie sugeruję, byśmy zwijali się stąd jak najprędzej.
- A jak zamierzasz to zrobić? - Hashimoto przekrzywiła głowę, widząc groźny błysk w oczach wszystkowiedzącej.
- Jak? Hmm, powiedzmy, że najlepiej - z wielkim hukiem.

czwartek, 26 lutego 2015

Końcowe odliczanie 9.2

- Jaką mieszankę proponujesz? - brązowe oczy wodziły po zgromadzonych w szafkach, szafeczkach i szufladach związkach chemicznych, opakowanych w pudełka, fiolki czy probówki. Hashimoto potarła dłonią czoło i popatrzyła na "wspólniczkę", zajętą wertowaniem podręczników, zebranych w jednym z kątów pomieszczenia. Zmarszczone brwi wskazywały na skupienie, chociaż mogły też ujawniać, że pisarka nic nie rozumie z żargonu, którym posłużono się w książkach. Z drugiej strony, gdy wszystkowiedząca przydzielała im zadania, jednooka sama zgłosiła się do tworzenia bomby, czyli szczątkową wiedzę posiadała. Albo nie uśmiechało się jej odciąganie uwagi Monoszmaty czy ostukiwanie ścian.
Powód w sumie nie był istotny.
- Umh... umm... n-nie wiem... szlag! - nagły wybuch agresji, szczęśliwie skierowany nie przeciw psychiatrze, tylko kolejnemu przewertowanemu tomiszczu, nieco zaskoczył fioletowowłosą. W ogóle szybkość zmian zachowania Kodamy była dość interesująca, gdyby miała czas, zapewne zbadałaby to.
Książka z hukiem uderzyła w ścianę, po której to osunęła się; kilka kartek wypadło, szeleszcząc, dołączyły na podłodze do podręcznika.
- Hej, Kodama, ale chyba nie chcesz, żeby pluszodupny wparował tu, dzierżąc w łapach kartaczownicę, z racji niszczenia mienia szkolnego?
- Osobiście w tym momencie mam to gdzieś - Itsuko wykonała jakieś nieokreślone ruchy rękoma, przez co niewyobrażalnie upodobniła się do drzewa walczącego z wiatrem. Zdaje się, że w przezwisku Himeki krył się pewien sens. - To już szósta...? Nie, siódma książka, w której nic nie znalazłam! No Buddo umiłowany, to jest akademia zabijania się, dyrcio nie mógł zainwestować w jakiś podręcznik do produkcji bomb?
- Czy ty powiedziałaś właśnie... d... d... dyrcio? - najpierw Gemmei pochrząkiwała pod nosem. W parę chwil chrząkanie przerodziło się w atak śmiechu, który zszokował jednooką. Pierwszy raz widziała, żeby ich pani doktor śmiała się całą piersią, wesoło i bez krępacji. W tym momencie przeraziła się, że tlenu w pomieszczeniu jest stanowczo za mało i doszło do poważnych uszkodzeń mózgu. Złapała drobną dziewczynę i ostrożnie nią potrząsnęła.
- Gemmei, może idź na korytarz. Musisz się dotlenić. To minie, zobaczysz...
Rzuciła okiem na rozbebeszoną niedawno przez lekarkę szafkę. Dostrzegłszy tytuł na zasypanym papierzyskami woluminie, porzuciła przejmowanie się stanem koleżanki i doskoczyła tam szczupakiem. Tymczasem Hashimoto powoli się uspokajała.
- Czemu proponowałaś mi wyjście na zewnątrz? - zapytała, kiedy to już całkowicie uspokoiła się. Poprawiła okulary, czujnie obserwując klęczącą przed szafką nastolatkę. Ta machnęła nieuważnie ręką.
- Śmiałaś się, sądziłam, że rozpylono nam toksyczny gaz... - mruknęła; umysł bardziej zaprzątała kwestia, czy poprawnie odcyfrowała kanji na okładce. Stwierdziła, że w tym przypadku nie myliła się, wzniosła w górę okrzyk radości, unosząc znalezisko wysoko w górę.
- Mam! Mam! - scenka do złudzenia przypominała tę z filmu "Król Lew", gdy pawian uniósł w górę nowo narodzone lwiątko. Chociaż tam było to mniej entuzjastyczne. Zdawało się, że lada moment zacznie tańczyć, czego psychiatra nie zdzierżyłaby.
- A powiesz mi przynajmniej, co takiego masz?
- "Proste przepisy na materiały wybuchowe" - wyrecytowała licealistka z dumą. Nie dostrzegła ironicznie rozbawionego spojrzenia przyjaciółki, zbyt zajęta wertowaniem spisu treści.

- Czego w zasadzie szukamy? - malarz zapytał szeptem towarzyszkę, rozglądającą się na boki. Nie podobało mu się to, że ich działania musiały być aż tak konspiracyjne. Jednak to konieczne.
Ponieważ dziewczyna milczała, uznał, że po prostu jest nazbyt skupiona na wykonaniu zadania, dlatego nie szturchnął jej ani nie zwrócił na siebie uwagi, tylko szedł za nią.
To nie było tak, jak uważał.
Nie powiedziała tego wprost, ale obawiała się, że niedźwiedź przedwcześnie skapnie się ich zamiarów, co byłoby katastrofą. Pewnie tlen skończyłby się szybciej, a nie wiadomo, czy perspektywa bolesnej śmierci nie zrobi z czyjegoś umysłu...
Kurczę, faktycznie powinna im bardziej ufać. Przeżyła jedynie piątka, podejrzenia są jak najbardziej nie na miejscu.
Paranoja.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że została o coś zapytana. Wzdrygnęła się, przecierając oczy.
- Prze-przepraszam, zamyśliłam się... c-co mówiłeś?
- Pytałem, czego szukamy - odparł spokojnie, posyłając jej uspokajający uśmiech. - Nie mam zamiaru krzyczeć, nie patrz tak panicznie...
- Ah! Tak! Um, jasne...! E-eeeek... - przegryzła paznokieć. - Ja chyba nie zapomniałam... Czekaj, wiem!
- To bardzo dobrze, ale... - wskazał na kamerę, wiszącą najspokojniej w świecie. - Przed kilkudziesięcioma minutami sama wspominałaś coś o uwadze, ostrożności...
- Uhhh... - odetchnęła głośno, nachyliła się nieco, jej głos przeszedł w szept. - Będziemy szukać najbardziej pustych miejsc w ścianach. Gdy je znajdziemy, robimy dziury, w które Gem i Itsuko wpakują przyrządzoną substancję wybuchową. Jeśli uda im się ją sporządzić... Cóż, w tym momencie załóżmy, że jesteśmy w posiadaniu takowych materiałów. Rozkruszamy drzwi do sterowni, unieruchamiamy zabawki pluszaka, potem wywołujemy eksplozję w ścianie obok wyjścia, bo szczerze wątpię, by udało nam się wysadzić tak wielki kawał metalu...
- Ale jak masz zamiar zrobić dziury?
Uśmiechnęła się nieco zgryźliwie.
- Tak się składa, że odpowiedź nasz niedźwiadek zawarł w swoim małym show. Otóż każdy uczeń otrzymał na start niewielki pakiecik narzędzi, prawda? Żeby zachować tradycję, takie cacuszka znajdują się w naszych szufladach - zachichotała, wyciągając z kieszeni małe pudełeczko.

"Na co ja się porwałem, ludzie..."
 Niebieskowłosy nastolatek o aparycji wyrażającej skrajną niechęć snuł się po drugim piętrze, zastanawiając się, z czym zamienił się na mózgi, wyrażając zgodę na uczestnictwo w misji podpadającej pod samobójstwo, skoro miał do wyboru...
Chwila. Moment, cofnąć się o jedną myśl... Jaki wybór?
W szkole był beznadziejny z chemii, zatem wytwórstwo materiałów wybuchowych odpadało. Zajęły się tym najtęższy umysł w klasie (pozostały przy życiu) i tłumaczka wszelakich żargonów języka ojczystego. One miały szansę coś zdziałać.
Niby mógł osłuchać ściany i poznać, która z nich jest na tyle pusta, by wydrapać w niej wnękę na dynamit czy inne stworzone przez dziewczęta paskudztwo. Jednak...
Ani Tomiko, ani Harada nie umieli absorbować cudzej uwagi na tyle, by bajerowany nie interesował się czymś innym. A ktoś musiał się tym zająć. Już lepiej było, gdy zakochane gołąbki dotrzymywały sobie podczas tej misji towarzystwa,
Zatem w zasadzie rola przypadła mu odgórnie, jedyne, co mógł w tej chwili uczynić, to odegrać ją jak najlepiej umiał.
A we wkurzaniu miał niemałą wprawę. Mama i siostra potwierdziłyby.
Czas na małe przedstawienie.
Zza pleców wyjął bukiet kwiatów i odezwał się, siląc na najdramatyczniejszy ton, który umiał wydobyć ze swojej krtani.
- Szanowny dyrektorze! Czy mógłbyś zaszczycić mnie swą chwilową obecnością? Mam ci do zakomunikowania bardzo dużo bardzo ważnych rzeczy! Chodź, to dostaniesz kwiaty.
- Czyżbyś wyleczył się z uczuć do jednookiej dziewoi, blondasku? - o, szybki jest. Himeka odwrócił się z paskudnym uśmiechem w stronę wydającej głos maskotki. - Osobiście wolałbym słoik pełen miodu, jestem niewiarygodnie typowym niedźwiedziem. I mam nadzieję...
Pluszak zatrząsł się w śmiechu.
- A to ci dobre! Ja plus nadzieja! Ha! Słyszałeś kiedyś coś równie absurdalnego?
- Chyba pobić to może jedynie tekst, że jesteś uroczy.
- Ty mały gnojku, przecież ja jestem uroczy! Każdy centymetr mojego aksamitnego ciałka jest zarąbiście uroczy! Hej! Ale chyba nie wezwałeś mnie jedynie po to, by zezwać i skopać mi mięciutki tyłeczek, zgadza się? Wiesz, że za napaść na dyrektora czeka dotkliwa kara cielesna?
- A gdzieżbym śmiał porwać się na waszą puchatą jejmość. Wtedy nie trzymałbym kwiatków,
- Mógłbyś je trzymać jako przykrywkę, za którą schowana jest na przykład patelnia, W jednej szkole jakiś kompletny kretyn ukrył patelnię za trzymaną poduszką. Na jego szczęście broni nie użył przeciw mnie, tylko jakiemuś drugiemu idiocie, tak pieprznął mu w gębę, o! - misiek zakołysał się, gdy naśladował wykonany przez innego ucznia ruch. - Cholera, ale żaden wtedy nie zginął, to było takie okropne...
Chłopak pokiwał kilka razy głową, mruknął coś, niby w aprobacie, jednocześnie wzrokiem świdrował kamerę zawieszoną w górnym kącie korytarza. Później musi przechwycić nagrany na nią materiał, porąbać siekierą jego nośnik, kawałki spalić, a popiół zakopać obok szkoły. Mord, który zaraz zostanie na nim popełniony za atak na postać Monodupy, na pewno nie okaże się fotogeniczny.
- Ale, ale, nie jesteś nauczycielem, bym mógł rozprawiać z tobą o innych uczniach... Powiesz łaskawie, czego chciałeś? I błagam, jeśli to kolejne wyznanie miłości, powitasz się z kartaczownicą. Co ja mam, że ściągam na siebie uwagę gejów, hę?
Joshiro niemalże zakrztusił się swoim własnym językiem. Nie, to nie pluszak go zabije. On sam wyczaruje sobie z tego wiechcia nóż i dźgnie się nim, by wyjść z przynajmniej częściowym honorem.
- Ja w celach pożegnalnych, to elegancko podarować dyrektorowi kwiaty w chwili, gdy kończy się szkołę...
- Zabiłeś kogoś?! - zabawka zawyła w podnieceniu.
- No nie, ale rok szkolny trwa tylko do trzeciego dnia od dziś, nie będzie czasu na pożegnanie. A ja jestem dobrze wychowany i zawsze pamiętam o moich profesorach...
- Aż się wzruszyłem, pozwolisz jednak, że roślinność odbiorę, jak będziesz już sztywny albo przynajmniej fioletowy z niedoboru tlenu, co ty na to?
"No, przekonamy się, misiaczku..."

O godzinie siedemnastej zrobili walne zebranie w stołówce. Brakowało iluzjonisty, który obiecał ciągle coś odwalać, by uwaga Monoszmaty skupiona była jedynie na nim, jak i...
- Ah, Itsuko, co z Gemmei? - Kohaku już wyparł z pamięci poranny napad na pisarkę, podobnie uczyniła zresztą sama dziewczyna. Tego nie było, to wina stresu i sytuacji, w jakiej bytowali. - Czemu nie przyszłyście razem?
- Bo w tym momencie panna Hashimoto ogrzewa sulfonofenol w łaźni, opary azotu są nie do zniesienia, a znalazłyśmy tylko jedną sprawną maskę gazową. A ponieważ dostałam jakiś drgawek, zostałam oddelegowana do zdania raportu - dla efektu zasalutowała. Chyba zbyt dużo czasu spędzała z magikiem, powoli przejmowała jego zachowania... lub czując się z nimi bezpiecznie, pozwalała sobie na ujawnienie prawdziwego charakteru. Trudno było uwierzyć, by potrafiła tak długo zachowywać zimną krew i niewzruszoną minę, hałaśliwa natura musiała dojść do głosu, tłumiona w warunkach Akademii.
- Oczywiście gdy wspomniałaś o sulfeonie...
- Sulfonofenolu - poprawiła autorka.
- Tak, tak, wiedzieliśmy od razu, o co chodzi.
- No, substancja potrzebna jest już bliska skończenia. Zostaje tylko pytanie, czy zechce wybuchnąć.
- Oby. Nie mamy innego rozwiązania, tlen wyczerpuje się i musimy dać stąd nogę tak szybko, jak to możliwe - Tomiko splotła palce i oparła na nich brodę. Tak zależało jej na uwolnieniu się z przeklętych, zakrwawionych murów!
- Tak jakbym o tym nie wiedziała... - jednooka westchnęła cicho, odchylając się na krześle. - Jest z nią w dodatku taki niewielki problem...
- Buddo... Jaki, mów od razu.
- W celu wywołania wybuchu substancji należy dostarczyć temperaturę rzędu 300 stopni Celsjusza... Ale chyba mamy na to rozwiązanie! - zawołała nieco panicznie, gwałtownie uspokajając krzesełko. - Palnik, nieco wody i metalowa kula powinny wystarczyć.
- Cześć, jak idą szalone eksperymenty? - do stołówki wkroczył uśmiechnięty głupio Himeka. - Już coś wysadziłyście?
- Tylko swoje umysły. Tsa-a, gdyby Taro nie był takim kretynem... - Kodama zniżyła głos do niebezpiecznie brzmiącego pomruku, oko nieco jej pociemniało i zdawało się, że zaraz znów zacznie wyzywać wszystkich dotychczasowych sprawców od bandy imbecyli, jednak wzięła głęboki oddech i utkwiła spojrzenie w swojej dłoni. - ...Gdyby Taro był z nami w tej chwili, to bardzo by nas to urządzało. Jakby nie patrzeć, był Superlicealnym Chemikiem. W sam raz...
- A tak w zasadzie czemu opuściłeś "posterunek"? - Usukari wbiła w mahou shoujo uważny wzrok. - Gemmei jest bardzo zajęta, teraz chyba nie na rękę byłoby, gdyby do pracowni chemicznej ni z tego, ni z owego wtargnął pewien pluszak, hmm? Zaprzeczysz, Joshiro?
- Monoszmata jest zajęty szukaniem skarbu. Powiedziałem, że ode mnie, w imieniu klasy, gdzieś na terenie piętra pierwszego znaleźć może prezent... Który jest interpretacją historyjki o koniku.
- Jakiej interpretacji? - zainteresował się malarz.
- Łał, Joshiro, jestem z ciebie dumna, opanowałeś trudne słowo - Itsuko zajęła się masowaniem skroni, musiała się nieco powyzłośliwiać, by odzyskać równowagę psychiczną. Co samopoczucie miało wspólnego z pastwieniem się nad współwięźniem, tego nikt nie umiałby stwierdzić; oczywiście zawsze istniało wytłumaczenie, że to opary substancji chemicznych wpłynęły na jeden z ośrodków w mózgu, dodatkowo go krzywdząc.
- Łał, Kodama, nie mówiłaś, że jesteś chora - wskazał na jej prawą dłoń, która była w dziewięćdziesięciu czterech procentach żółta. - To zaraźliwe?
- Tia, głupota jest najnowszą chorobą zakaźną, przenosi się drogą kropelkową, a leczenie nigdy nie przynosi skutków - rozczapierzyła palce "chorej" ręki i wysunęła ją w stronę biednego chłopaka, kłapiąc szczęką. - Tyle że zaraziłam się od ciebie. Twoja wina.
- O kurczę. A tak na to nie liczyłem... - iluzjonista załkał, jednocześnie uśmiechał się.
Nad głowami dało się posłyszeć czyiś okrzyk, na dobrą miarę mógł być wyrazem szoku, rozbawienia lub złości. Ale - to brzmiało jak ryk Monośmiecia. Czyli ewidentnie złość, jeśli nie wściekłość.
- Interpretacja o koniku... Na wszystkie świętości. Joshiro, on cię zatłucze.
- Albo doceni kunszt mego dowcipu - chłopak wybuchł śmiechem, miny reszty uczniów były bezcenne. - Cóż, idę dalej go niańczyć, raczej nie powinien sprawiać wam kłopotów.
Po tych słowach opuścił stołówkę, wciąż chichocząc.
- Co. Za. Bezmózg - skomentowała krótko pisarka, przeciągając się. - Cóż, Gemmei chyba skończyła już ogrzewanie. Zaraz zbieram się... A wam jak poszło robienie dziur?
- Świetnie. W okolicach sterowni naszykowane zostały dwie eleganckie wnęki. Teraz zajmiemy się utorowaniem nam wyjścia... Co zajmie nieco więcej czasu - wszystkowiedząca zniżyła głos do szeptu, w obawie, że zirytowany niedźwiedź opuścił cyrk Himeki i czatuje teraz przy kamerach.
- Ma się rozumieć. Radzę podziurawić tynk na samym dole, przy podłodze i równolegle... około metra na górze. Powinno starczyć do zrobienia takiej wielkiej rysy, idealnej do wybicia z kilku kopniaków - pisarka strzeliła kostkami w palcach, potem z westchnieniem odsunęła krzesło od stolika. - Dobra, za góra dwie godziny materiał będzie w pełni gotowy. Wtedy spotkamy się przy schodach na piętrze czwartym. Dywersję przygotujemy na szybko, prowizorycznie.
- Posługujesz się wojennym żargonem, wiesz, że w twoich ustach brzmi on strasznie? - Kohaku spojrzał na nią, zaciskając nieco wargi. Spojrzała na niego, splatając palce.
- A czy my właśnie nie bierzemy udziału w wojnie? Jedyną różnicą jest brak jeńców - odparła śmiertelnie poważnie.

- Gotowe - Hashimoto patrzyła uważnie na krystaliczną żółtą substancję, połyskującą w świetle jarzeniówek. W powietrzu unosił się jeszcze gryzący aromat uwolnionego podczas reakcji azotu, szczęśliwie nie uniemożliwiał on pracy w pomieszczeniu. Zresztą ustawienie małego wiatraka pomogło wywiać opary na korytarz. Bezwiednie przemieszała palcem w skruszonym materiale. Oto ich klucz do drzwi wyjściowych. Niby trochę proszku, a... czuła coś dziwnego w okolicach gardła. Uczucie to przypominało ulgę wymieszaną ze spokojną pewnością siebie. Że wszystko się uda.
Albo podczas prac chemicznych wciągnęła do płuc za dużo oparów, albo Kodama podrzucała im do posiłków swoje pełne nadziei środki psychotropowe. W końcu to niemożliwe, by człowiek sam z siebie był pełen wiary w przyszłość, zwłaszcza jeśli wie, co dzieje się na ulicy obok.
- Wysuszyłaś? - rzuciła Itsuko, zajęta zmniejszaniem swojej objętości, by być w stanie wpakować się do olbrzymiej metalowej szuflady. Na razie zmieściła się do połowy i zanosiło się na dalsze znikanie w jej czeluściach.
- Tak, nie tylko ty jesteś dobra w te klocki - fioletowłosa tylko uniosła brwi, widząc korpus koleżanki po pas zanurzony w inwentarzu zawartym w stalowej skrytce. - Bawisz się w Joshiro? Wyglądasz, jakbyś miała w planach wykonanie numeru "Znikająca Szafa". Czy ty na dzień dzisiejszy nie zamieniłaś się z nim mózgiem?
- Twój sarkazm jest bardzo niepotrzebny. Pomyślałaś może o tym, jak doprowadzimy do wybuchu?
Psychiatra potarła czoło.
- Musimy to podpalić.
- Od tak? Wybacz, ale nie chcę mieć wyrzuconych w powietrze, palących się kryształów, które stwarzają zagrożenie dla nas samych. Dlatego... - wraz z padającymi słowami, spod masy przedmiotów wychynęła głowa pisarki, otoczona aureolą uwolnionymi z uwiązania ciemnych włosów. Z takim wizerunkiem przypominała nieco szaleńca. - Dlatego oto musimy mieć coś, w co nasz "proch" można zapakować. Rozumiesz, kożuch bomby. Sądziłam, że Monośmieć będzie w posiadaniu podręcznego zestawu do konstrukcji bomb. Ale się przeliczyłam, w końcu nawet książkę o materiałach wybuchowych znalazłam przez dzikie szczęście.
- Dziwisz się? W końcu grupa zdesperowanych dzieci plus instrukcja robienia prochu równa się szansa ucieczki z więzienia. Nie mógł do tego dopuścić, nie uważasz? - Gemmei poprawiła okulary, znad których zmierzyła koleżankę badawczym spojrzeniem. Ta strzeliła palcami, zrażona własną głupotą.
- Faktycznie... Chyba na dzisiaj faktycznie pozamieniałam na głowy z Joshiro. Albo nie wyspałam się. Jedno z dwóch.
- Ale z drugiej strony masz rację - powinniśmy odpalić to tak, by nam nic się nie stało.
- Chyba mam nawet rozwiązanie tego problemu - potrzebujemy jedynie metalowej, grubej miski, a raczej kilku misek, a także imitacji lontu. Czyli sznurka. Może zamoczonego w oleju.
- Jak ja lubię prowizorkę - westchnęła lekarka, uśmiechając się pod nosem. - Zaraz wracam.

Wraz z wybiciem godziny dwudziestej, na klatce schodowej piętra czwartego spotkała się przeżyła garstka uczniów Akademii.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za kilkadziesiąt minut zostaną absolwentami.
W milczeniu przekazali sobie zadania na kartkach, po czym rozeszli się, w grupkach.
Magik i pisarka ruszyli do sali artystycznej, skąd zabrali farby i pędzle.
Psychiatra wraz z wszystkowiedzącą, ściskając w dłoniach fiolki z żółtym proszkiem, miski i umazany tłuszczem lniany sznur, powolnym, dostojnym krokiem skierowały się na drugie piętro, na basen.
Malarz przemierzał korytarze. Miał być systemem wczesnego ostrzegania.
- Czyli bawimy się w grafficiarzy? Super! Zawsze chciałem spróbować sił w sztuce wojowania sprayem - niebieskowłosy złapał puszkę niczym pistolet, wylot skierował w stronę Kodamy, która przewróciła oczami.
- Tia, mam nadzieję, że zamazanie misiowi oczu ustrzeże cię przed spotkaniem z jego pazurami - westchnęła, pędzlem przejeżdżając po brodzie. To skutecznie zniechęciło chłopaka do zabawy gazową farbą. - Nie patrz na mnie z takim zawodem. To niszczenie szkolnego mienia. Za to na pewno w statucie szkoły jest przewidziana co najmniej zostanie po lekcjach... w komorze gazowej.
- Ah. Faktycznie, lepiej od pluszaka trzymać się z dala...
- Ha-a? Ale my właśnie mamy go do siebie ściągnąć - Himeka zatrzymał się tak nagle, że jego buty zapiszczały, trąc o podłogę. Wytrzeszczył na przyjaciółkę oczy - nie, nawet jej mina nie zdradzała, że tylko żartuje. - Nie wiedziałeś o tym?
- Znaczy... Tego... Myślałem, że zostawiamy tu swój ślad, a nie...
- Proszę, pomyśl, Joshiro. Dziewczyny... - rękoma wykonała gest wybuchu. - Sam wiesz. Tak jak wcześniej odwracałeś jego uwagę swoimi wygłupami, tak teraz robimy to wspólnie. Jedynie działania są bardziej niszczycielskie, żeby mieć pewność, iż nawet nie pomyśli o sprawdzeniu drzwi do sterowni.
Zatrzymała się przy ścianie, zmierzyła ją wzrokiem. Na plecach czuła "spojrzenie" kamery, ukrytej w rogu. Uznawszy, że miejsce jest odpowiednie, otworzyła puszkę z żółtą farbą i powoli kaligrafowała nią obraźliwe słowa. Już niemal słyszała kroki puszystych łap.

- Odpalamy za trzy... dwa... jeden... - Gemmei przejechała zapałką po zadrasce, siarkowa główka zajęła się płomieniem z sykiem. Palcami drugiej dłoni przytrzymywała tłusty od zanurzania w oleju kawałek sznurka; jego drugi koniec stykał się ze zbitym ciasno w misce skrystalizowanym kwasem. Zbliżyła źródło ciepła do "lontu", który zapłonął bez większego problemu. Ogień przesuwał się szybko po zabarwionym słomianą barwą powrozie, w kilka sekund strawił sobie połowę drogi, w następnych zaś dotarł do specjalnie wydrążonej dziury w metalowej misce imitującej powłokę prawdziwej bomby.
- Lotnik, kryć się! - zawołała głośno Tomiko, ciągnąc lekarkę za węgieł. W tym samym momencie nastąpił ogłuszający wybuch, który zatrząsł ukrytymi nastolatkami, ścianami wokół nich oraz luźnymi przedmiotami, ustawionymi na korytarzu. Dookoła rozgorzała kakofonia, gdy losowe rzeczy upadały, roztrzaskiwały lub obijały o siebie. Lampy zalewały korytarz urywanym światłem, niczym na dyskotece. Usukari w tej chwili zrobiła jedyną rzecz, którą zrozumiała z zawodzenia swoich myśli - puściła psychiatrę i zasłoniła głowę rękoma.
Chaos panował jeszcze przez parę chwil, by ucichnąć jak gdyby nigdy nic. Ruda dziewczyna jęknęła cicho, w jej uszach dzwoniły kościelne dzwony, złuda dźwięku szczelnie zapełniała umysł. Nagle zapragnęła zaprzestać brania w tym udziału, odwrócić się na pięcie i po prostu uciec.
Nie mogła. To bitwa, którą muszą wygrać.
- I jak...? - zapytała, zaskoczona drżeniem swego głosu. Nie tylko krtań drgała nerwowo, ręce, nogi, nawet żołądek poruszały się ruchem falowym. Niby była przygotowana na szok, jednak...
- Sama zobacz - niska nastolatka wyglądała zza rogu, jej mina wyrażała usatysfakcjonowanie. Wszystkowiedząca westchnęła i dołączyła do podziwiania ich dzieła zniszczenia.
Jeden wybuch w zupełności wystarczył do skruszenia ściany na tyle, by mogły wybić w niej dziurę, używając kijów bejsbolowych, które znalazły na sali gimnastycznej. Pęknięcie, wywołane u podstawy przeszkody, ciągnęło się dobre dwa metry w górę. Nie spodziewała się, że produkt stworzony przez Gemmei i Itsuko może wywołać takie szkody. Nie spodziewała się, że ich praca może mieć jakiekolwiek skutki.
- To jest naprawdę piękne, aż chciałabym zrobić zdjęcie - fioletowowłosa poprawiła okulary, przekrzywione przez impet drżeń, po czym chwyciła mocno kij i podbiegła do zrujnowanej ściany. Zaczęła w nią uderzać z całych sił, raz, drugi, czwarty, ósmy i trzynasty. Dołączyła do niej Tomiko, zajadle atakująca betonowy mur. Starania przyniosły efekt już po siedmiu minutach, kiedy to rozległ się suchy stukot, a masa gruzu, tynku i odłażącej farby runęła na drugą stronę, otwierając im przejście. Nieużyta "bomba" potoczyła się po gruzowisku, terkocząc i rozsypując po drodze żółty proch.
Komputery. Ekrany. Kontrolki mieniące się wielobarwnymi żarówkami. Obrotowe krzesła, obalone podczas wybuchu. Podłoga zasłana szarym pyłem, opadłym z sufitu.
- Zacznijmy zabawę - uśmiech zakwitły na ustach Hashimoto był groźny, obrazu dopełniało przerzucenie sobie kija przez ramię. Wyglądała niczym członek gangu, który za minutę ma dokonać egzekucji na nielojalnym członku.

Harada spojrzał niechętnie na trzymany w rękach kij. Drewno oplecione było odcieniami słojów, rysami powstałymi za czasów, kiedy była to szkoła "normalna", nastawiona na wychowanie następnego pokolenia.
Za czasów, kiedy pluszowy miś-terrorysta był jedynie mrzonką czyjejś chorej głowy, a akademie szkolące morderców nierealną wizją.
Piękne czasy bez wszechobecnej rozpaczy.
Kręcił się teraz po poziomie trzecim, nieco rozkojarzony, chociaż usiłował utrzymać gotowość.
Miał być oczami i uszami dziewcząt zajętych rozsadzaniem dla nich drzwi, systemem wykrywania Monodupy.
Ponownie zważył kij w ręce. Ciężki, niewygodnie mu się go trzymało. Nie był fanem bejsbolu, zamiast marnować czas na uderzanie w piłki, wolał malować.
Rodzice w końcu pogodzili się z tym.
A teraz mógłby udać się do przeszłego siebie i siłą wyciągnąć go na dwór. Przynajmniej nauczyłby się zadawania ciosów, tak na zaś...
Nagle spiął się, bowiem usłyszał przesuwające się drzwi.
Kodamę i Himekę minął w okolicach drugiego piętra.
Dziewczyny niszczyły sterownię.
To oznaczało tylko jedno.

Kawałki szkła i plastików latały dokoła, zaśmiecając podłogę i grożąc skaleczeniem nieuważnie postawionej stopy. Maltretowane urządzenia buczały i trzeszczały, niezadowolone z brutalnego traktowania.
Żadna nie zwróciła uwagi na zawodzenie maszyn.
Kolejny ekran rozprysnął się na drobne fragmenty, odsłaniając plastikową potylicę. Kolejna kamera rejestrowała obraz na próżno.
Następne żarówki pękały, ukazując plątaninę wolframowych drucików.
Metalowe pokrywy uginały się pod zadawanymi razami, skrzypiąc żałośnie.
Usukari czuła zadowolenie z dewastacji.
Zamachiwała się z błyskiem ekscytacji w oczach, każde uderzenie powiększało jej uśmiech.
W końcu mogła wyżyć się bez żadnych konsekwencji.
Gemmei także wydawała się czerpać radość z niszczenia przedmiotów należących do ich oprawcy. Wirowała w niszczycielskim tańcu, sprowadzając uszkodzenia na panele i kontrolki.
Następna fala razów przetoczyła się po ocalałych ekranach, z których pozostał już tylko jeden jedyny, pokazujący pracujących Itsuko i Joshiro.
Niczego nie słyszały. Nie widziały, czy ziejąca dziura nie odsłania czyiś konturów.
Tomiko drgnęła dopiero, pojąwszy, że dziwny odgłos to wysuwanie pazurów z futrzastej łapy.
Odepchnęła Gemmei i sama zanurkowała w ostatnim momencie, kiedy to trzy stalowe ostrza kończyły ruch przecinania. Przetoczyły się obie przez dwa metry, zatrzymując w miejscu styku dwóch ścian pomieszczenia. Płytki podłogi porządnie obiły upadające ciała.
Rudowłosa odkaszlnęła ciężko, znikąd w jej płucach zalęgł się pył. Szum adrenaliny w uszach zniekształcał słowa wyrzucane z obrzydliwego pyska wysokim, świdrującym narząd słuchu głosem.
- Zachciało niszczyć się sprzęt dyrektora? Złamanie tej zasady jest wręcz niewybaczalne, wiecie o tym?
Dlaczego biodro tak bolało... Ahh. Rzut oka uzmysłowił jej problem. Teraz nie miały na to czasu, dlatego przycisnęła dłoń do krwawiącego miejsca i uniosła wzrok.
- Podejrzewam, że jedyną karą zdolną zmazać ten dyshonor jest... zabicie niegrzecznych uczniów? - Hashimoto poprawiła okulary stereotypowym gestem, chciała grać spokojną. Chociaż to, co działo się przed chwilą, potrząsnęło nią po ówczesnym strzeleniu w twarz z liścia, musiała utrzymywać niewzruszoną maskę.
- A żebyś wiedziała... - pluszak, śmiejąc się do rozpuku, zanurzył łapę w pluszu. Zapędzone w kozi róg, bez miejsca, które mogłoby je osłonić, nieświadomie dosunęły się bliżej siebie. Hashimoto czuła w gardle obrzydliwą gulę, zdefiniowaną jako strach. Nie spodziewała się, że jeszcze wróci do jego odczuwania.
Monokuma, wciąż wyszczerzony niczym zły demon, zadowolony wyjął mały pilocik z tylko jednym, dużym czerwonym guzikiem.
Kliknięcie było jedynym zasłyszanym odgłosem.
- Co jest, do cholery...? - maskotka uderzała zawzięcie w przycisk, wyraźnie rozdrażniona.
Wtedy oto wydarzyła się kolejna niespodziewana rzecz. Gdyby psychiatra nie otworzyła oczu, nikt nie mógłby potwierdzić tego wydarzenia.
Uniesiony wysoko kij z przyprawiającym o dreszcze zgrzytem wyrżnął w olbrzymi łeb śmiecia, posyłając go na posadzkę. Kolejne ciosy tworzyły w metalu wgłębienia, pogłębiane następnymi uderzeniami.
- Jak śmiesz okładać mnie tym kawałkiem drewna, szczeniaku?! - głos dyrektora podnosił się o kolejne oktawy. - Aż tak spieszno ci ukończyć szkołę w trumnie? Mogę ci to z przyjemnością zała...
- Oh, zamilknij w końcu - zabranym wcześniej z kuchni tasakiem Kohaku przeciął sprawnie awanturującą się głowę wpół, idąc zgodnie z linią gęby.

- Może powinieneś zostać chirurgiem, jeśli znudzi ci się malarstwo - skomentował krótko iluzjonista, kiedy zebrali się w sterowni. Wszyscy w jednym kawałku, no, może prócz draśniętej Tomiko. Kodama zdążyła ją opatrzeć (wyprosiwszy uprzednio jego i Haradę na zewnątrz), ruda dziewczyna wydawała się dojść już do siebie.Skubała niecierpliwie wystający spod bluzki kawałek bandaża, którym owinięto jej biodra.
Bilans wypadał na ich korzyść.
- Poćwiartowany wygląda wspaniale, aż zaczynam żałować, że sama się tego nie podjęłam - westchnęła ciężko pisarka, bawiąc się odciętą łapą pluszaka.
- Wtedy seria z kartaczownicy nie polegałaby tylko na nastraszeniu cię... - psychiatra spojrzała krytycznie na młodszą koleżankę. Czy ona była poważna? A może faktycznie brakowało jej instynktu samozachowawczego?
- Wiem, wiem, miałam na myśli to, że od dawna pałałam chęcią rozwalenia tej przeklętej maskotki, odpowiedzialnej za cały syf... znaczy... - głos dziewczyny zaczął drżeć. - Wiem, że osoby, które to zapoczątkowały, nie żyją. Ale ich "spuścizna" pozostała. Zaprogramowane misie szerzące terror, mord i okrucieństwo kradnie twarze ludzi, których do niedawna uważaliśmy za bliskich nam... To jest obrzydliwe.
Nagle z całej siły uderzyła pięścią w otwartą dłoń, oko błyszczało groźbą.
- Musimy się pospieszyć. Tomiko twierdzi, że po szkole może kręcić się więcej egzemplarzy tego śmiecia. Może i system karania uczniów jest unieszkodliwiony, ale...
Nie musiała mówić nic więcej. Zgodnie, ramię w ramię, opuścili zniszczoną sterownię, Himeka odsunął stopą duży kawałek pękniętego fragmentu tynku.
Już tak niewiele ich dzieli...

Może i brakowało im planu, który chcieliby zrealizować po opuszczeniu Akademii.
Może i wracali do świata zamalowanego różem, gdzie za rogiem czaiła się desperacja, a następne godziny są jedną wielką niewiadomą.
Może i to szaleństwo.
Ale za murami czeka wolność, dla której warto zaryzykować.
- Trzy, dwa, jeden...! Chować się!
Wybuch, na który tym razem zużyto obie miski, wstrząsnął niemal całym parterem.
Ich prywatny koniec świata.
Jako pierwszy budynek opuścił Joshiro. Widok rozerwanej ściany był niemalże wzruszający, aż zapragnął uronić dwie łezki. O, chyba nawet mu się udało to osiągnąć.
Oto, co powinni byli zrobić - zrobić proch i wysadzić budę w powietrze.
Za nim wychynęła pisarka, mrużąca powieki w celu ochrony gałki ocznej przed wirującym dookoła pyłem. Prowadziła ją Gemmei, ryzykując, że jeśli pisarka potknie się, to obie wylądują w gruzie, co mogło doprowadzić do tąpnięcia czy czegoś podobnego. Pomógł fioletowowłosej przyjaciółce w poprowadzeniu jednookiej.
Na końcu wyszli Tomiko i Harada; malarz, wetknąwszy nóż za spodnie, podpierał ranną wszystkowiedzącą. W ich oczach widać było światło.
Może to tak wygląda nadzieja.
- Ah, świeże, niezatęchłe powietrze - Itsuko wciągnęła do płuc potężny haust tlenu. - Pominę smród spalin oraz ledwie wyczuwalny aromat niewywiezionych śmieci, i tak jestem zachwycona.
- Tak... Hej, dokąd idziecie? - iluzjonista dostrzegł, że parka nie dołączyła do nich, tylko ruszyła w kierunku małej uliczki.
- Wiecie co... My się na chwilę rozstaniemy... Czekajcie tu na nas! - Usukari machnęła gwałtownie ręką, o mało nie wywracając chłopaka.
- Dokąd się wybieracie?
- Do jubilera... Wiecie, chcieliśmy oprawić kamień Harady w pierścionek... - zachichotali, usiłując zachować równowagę, wkrótce zniknęli zaskoczonej trójce z oczu. Pisarka zachichotała cicho.
- Są uroczy. Moje wnętrze ciekawiło się, kiedy w końcu się zejdą.
- A nie byli razem jeszcze w szkole? - Gemmei także wygięła wargi w uśmiechu, puszczając przyjaciółkę. - Tak się zachowywali...
- No ale pamiętasz? Tomiko zareagowała zdziwieniem czy tam lekkim szokiem, kiedy Harada zachowywał się wobec niej niczym wobec żony...
Przysłuchiwał się ich paplaninie z przyjemnością.
Teraz mogli plotkować. Teraz mogli robić, co chcieli.
Na co przeznaczą odzyskany czas?
Postanowił o to spytać.
- Hmm... - ciemnowłosa zastanowiła się chwilę. - Wiesz, Miko wspomniała mi kiedyś... o poprzednim roczniku. O tych, którzy jak my, uwolnili się... To prawda, że stworzyli ruch oporu?
- Tak...
- Zatem... może powinniśmy zawalczyć o nasz świat? To najlepsze, co możemy zrobić, tak uważam... - Kodama parsknęła cicho. - Wiecie, ja powinnam iść ze względu na... uzyskany tytuł... a wy... nie namawiam was do niczego! Ale najpierw... muszę zobaczyć, co z moją rodziną, zapewne również będziecie chcieli to zrobić... A poza tym mam jeszcze jedno zadanko... - mówiąc to, spuściła wzrok na puszkę farby, którą wyniosła, ukrywszy ją uprzednio pod bluzą.
- Poczekamy. W końcu trzeba jeszcze oczekiwać powrotu naszych gołąbków. A może chcesz pomocy?

Znaki nakreślone niezgrabnie palcami na betonowej ścianie miały tak intensywny kolor, że od razu przyciągały wzrok pojedynczych elementów z przewalającej się ulicami masy.
Jeszcze długo po tajemniczym wybuchu napisy miały nie zniknąć, rażąc oczy ludzi barwą tak dobrze wszystkim znaną - barwą krwi.
Jednak to nie krew umieszczono na ścianie. Przy bliższych oględzinach i wciągnięciu zapachu unoszącego się w pobliżu można było stwierdzić, że to najzwyklejsza farba.
Słów nie zapisano poprawnie, jednak nikt nie zwracał na to uwagi. W końcu prócz trójki nastolatków nikt nie był obecny przy pisaniu tekstu.
Jego treść, jeżeli ktokolwiek zainteresował się nią na tyle, by poświęcić czas pełny rozpaczy na czytanie, brzmiał następująco:
"Było nas piętnaścioro. Przemocą wywleczono nas z domów rodzinnych, wcześniej mamiąc naszych bliskich opowieściami o miejscu, gdzie nic nie będzie nam grozić. O ukrytej lokacji, w której mogliśmy bezpiecznie dożyć lat dorosłych, by ruszyć w świat, niosąc narzędzia konieczne do jego odbudowy.
To wszystko było jednym wielkim festiwalem kłamstw.
Tak jak przed rokiem, grupę niewinnych dzieciaków zamknięto w tej oto budowli jak zwierzęta, stawiając przed wyborem - zabij lub daj się zabić.
Zapewne znacie te słowa, wypowiedziane przez jedną z uczennic, którą mieliście okazję oglądać w pewnym chorym show.
Tak... Utalentowane dzieci, popchnięte do obrzydliwych czynów. Krew, niepewność związana z kolejnym dniem, wszechobecna nieufność.
A mimo to jedna trzecia uwięzionych przeżyła.
Bo uwierzyła, że ma szansę wygrać.
I tym sposobem, brodząc w krwi przyjaciół, związani ze sobą tak mocno, jak to możliwe, szliśmy naprzód. Na nowo wynaleźliśmy proch - wszystko, byleby uciec z więżącego nas pudełka!
Udało się.
Oto my. Pięcioro uratowanych dzieci, gotowych do walki. Opętanych desperacją, nie tą mówiącą <Zabij>, tylko tą, dzięki której istnieje siła do wstania, nawet jeżeli upadek był bolesny.
Oto nasz komunikat, do ludzi, którzy współdziałają z tą szują - spodziewajcie się nas. Na pewno się spotkamy.
Nasza wiadomość do reszty ludzi, pragnących ratunku - was również znajdziemy i podarujemy siłę.
To obietnica.
Czekajcie na nas."

Cóż tak irytująco buczało, wyrywając go ze snu? Przeciągnął się na fotelu, udającym łóżko i rzucił okiem na monitor komputera.
3 powiadomienia.
Zaintrygowany zszedł z siedziska i w podskokach dopadł do klawiatury. Cholera, musi zatrudnić jednego ze swoich popleczników do obsługiwania komputera, używanie sprzętu tymi ślicznymi, puchatymi łapkami było ponad jego cierpliwość.
W końcu coś kliknęło, pojawił się pulpit. Najechał myszką (klnąc przy tym wniebogłosy) na ikonkę powiadomień.
Nie chodziło o błąd przy rejestrowaniu zdarzeń w żadnej ze szkół. O nie,kamery dostarczały kolejne bajty pięknych, rozpaczliwych historii.
Przejechał wzrokiem po treści komunikatu, czując, jak plusz staje mu dęba.
"Szkoła Numer 4 - pięcioro uczniów wydostało się."
Gdyby miał w gębie jakiś płyn, zakrztusiłby się nim.
Jakim cudem?!
Szybko odtworzył film z kamer Szkoły Numer 4, na którym w najwyższej jakości zarejestrowano, jak banda niewdzięcznych uczniów demoluje ścianę frontową i od tak uwalnia się z jego pudełeczka!
Rozpoznał grupę jako "tę najbardziej irytującą". Z cholernym Dzieckiem-Nadzieją na czele.
Cóż. Warto to uwzględnić w najnowszym projekcie.
Drugie powiadomienie było podobne. Tym razem mowa o parze. Po przejrzeniu akt stwierdził, że ów duet także zasługuje na umieszczenie w Planach.
Trzecia wiadomość nie mogła być chyba gorsza. Jednakowoż odczytanie jej przyniosło mu niemałą ulgę.
Czyli nie wszyscy uczniowie to takie niedorajdy.
Opuścił okupowane pomieszczenie, by przemyśleć kilka kwestii.
Obraz na ekranie nieco migotał, zalewając pusty pokój niebieskawym światłem. Drżące znaki z niewyłączonego powiadomienia zlewały się w jedno, jedyne zdanie.
"W Szkole Numer 9 pojawił się Zwycięzca."

*Dopiski od Autorek*
Wybaczcie mi serdecznie, że wstawiłam rozdział dwa tygodnie po terminie - ale kara na internet nie wybiera ;w;
Dziękujemy wszystkim za czytanie!
I... kto wie? Może się jeszcze zobaczymy...?
*Le Karune i le Crissu, uwielbiające męczyć swoje dzieci OCty*

sobota, 8 listopada 2014

8.4

Chłopak warknął w frustracji. Banda nieudaczników wciąż trwała w niezręcznej ciszy, nie tak, że mu to przeszkadzało, ale liczył na... ciekawsze reakcje. Dawno by ich wylał, gdyby z takim zachowaniem pokazywali się na jego planie.
Zaczął oglądać swoje paznokcie z niewinnym wyrazem twarzy, kątem oka wciąż ich obserwował.
-Czyli...?- Zaczął niepewnie Himeka, przeciągając sylaby.
-Jak masz zamiar powiedzieć coś głupiego, to daj sobie spokój, jesteśmy w dość poważnej sytuacji.- Fuknęła w jego stronę doktor. -Jednak to było do przewidzenia...
-Ty to wszystko niby przewidujesz. Skończyłabyś z tym blefem i wreszcie zaczęła myśleć sama, Gem.- Saiji przerwał jej infantylnym tonem, przybrał jeden ze swoich normalnych uśmiechów, jednak jego oczy wyrażały czysty chłód.-To dość smutne, jak te dość skomplikowane charaktery stają się pustymi kukiełkami, pasożytującymi na innych.
-Jesteś wkurzający, wiesz?- Warknęła rudowłosa, kiedy zauważyła, jak bardzo zbledła Gemmei. Nie potrafiła pojąć, co się przed chwilą stało, nawet jeśli to chyba najbardziej przewidywalne i logiczne wyjaśnienie tej sprawy. Nie mogła zaakceptować tego, że kolejna bliska jej osoba zabiła... a kolejna została zabita. Ale nigdy nie przyzna na głos, że uważała Ozogami za przyjaciółkę, to byłoby wbrew jej dumie.
-Wkurzający? Bardziej wolałbym określenie prawdomówny.- Wzruszył ramionami, kołysząc się z nogi na nogę.
-Skreśl mówny, wolałem, jak już nic nie mówiłeś.- Burknął malarz, przyglądając się mu spod byka. Nie potrafił znienawidzić tego dzieciaka, w końcu... byli przyjaciółmi. Ale teraz, gdy ogarnęła nim ta wstrętna rozpacz, nie mógł czuć niczego więcej prócz obrzydzenia wobec niego. Brązowowłosy chłopiec odpowiedział mu tym samym ponurym spojrzeniem.
-Udam, że jestem teraz głuchy.
-Najdroższy Buddo! Skończcie z tymi kawałami, nie są nawet śmieszne!- Zawył rozpaczliwe niebieskowłosy, fakt lubił... skreślcie to, kochał kawały, ale... te za nic nie poprawiały humoru. Było akurat przeciwnie, wprowadzały jeszcze gęstszą atmosferę.
-Ośmielę się powiedzieć, że zabiliście nimi tę powagę.- Iluzjoniście opadła szczęka. Ona też? Skoro i Gemmei postradała zmysły, dając się ponieść sucharom, to już nie ma ani jednej normalnej osoby w tym pomieszceniu.
-Możecie skończyć tę bezsensowną gadkę, mamy poważniejsze rzeczy na głowie.- Krzyknęła, a raczej pisnęła, rudowłosa.-Misa nie żyje i jesteśmy w środku sądu, Itsuko prawie straciła drugie oko...-Wskazała palcem na wciąż zdezorientowaną pisarkę.- ...a Sai okazał się zdrajcą! Ludzie, to nie czas na żarty!
-Obudwóm się należało.- Mruknął Takemura, wzruszając nieznacznie ramionami. Obydwie były po równo irytujące według niego.
-Należało? Gościu, serio ci się w gło...
-Dlaczego?- Cieńki głos przerwał nadchodzący ochrzan ze strony Himeki. Reżyser spojrzał na rzekomo irytującą dziewczynę, przestała beczeć, jednak coś dziwnego było w jej oczach...oku. -Dlaczego to zrobłeś? Czym Misa sobie na to zasłużyła? Czemu... nam się to należało?- Zaśmiał się piskliwie, jej ton głosu był taki żałosny. Taki niepodobny do ich ukochanej pisarki, która wygłaszała piękne przemowy o wydostaniu się.
-Nie muszę chyba tłumaczyć, czemu nie lubiłem Ozogami, co nie? Była łatwym celem i była wkurzająca. Poza tym jej paranoja i oskarżanie wszystkich cholernie irytowało, wiecie, ile razy miałem ochotę ją utopić albo zrzucić ze schodów?!- Zaczął kręcić dłońmi, udając, że coś zgniata.
-Saiji, potrzebujesz pomocy...- Uniósł jedną brew do góry. Przechylił głowę na bok, dając Kohacku znak, by kontynuował.-Opętała cię rozpacz. Nie rozumiesz? Zabiłeś Misakę! Fakt, nie miała charakteru do lubienia, ale... była jedną z nas!
-I tu właśnie jest pies pogrzebany. Ja jej nie zabiłem.- Zapadła niezręczna cisza, nie mogli jakoś uwierzyć jego słowom. Ale skoro mówił, że to nie on, to kto? Wszystko wskazuje na niego i tylko na niego.
Tomiko zmarszczyła czoło, coś tutaj nie pasowało.
-To oświeć nas, panie wszechpotężny, kto jest winny.- Rzekła tonem ociekającym sakazmem, to oczywiste, że to on jest sprawcą. Z pewnością teraz zrobi coś, co odwróci ich uwagę i zwróci przeciwko nim.
-To chyba oczywiste, że winną osobą jest ona.- Wskazał palcem ma dziewczynę po jego lewej. Zdrowa źrenica dziewczyny zwężyła się do postaci maleńkiej kropeczki.
Ale przecież...
-Teraz to żarty sobie stroisz. Kłoda jest jak główna bohaterka, nie ma szans, żeby kogoś zabiła!- Wrzasnął spanikowany iluzjonista.
-A poza tym, to ona wpadła na myśl, że to morderstwo. Sama by siebie do grobu chyba nie chciała wpędzić.- Poparła go Usukari, nie za bardzo rozumiała, o co mu chodziło. To Itsuko, do cholery jasnej!  To właśnie dzięki niej jeszcze nie zginęli.
-Głupcy... to ona i jej przemowy o tym, że uda nam się stąd wydostać, wkopały ich wszystkich do grobu!- Wskazał dłonią na portrety. -Uda nam się! Wierz w to! Pokonamy Monokumę!- Zimitował dziewczęcy głos, robiąc przy okazji głupie miny. -Dawałaś im wszyskim tylko złudną, kłamliwą nadzieję na coś, co się nigdy nie zdarzy! To właśnie doprowadzało ich do szaleństwa! To ich od środka zabijało! Twoje kłamstwa!- Zaśmiał się kolejną falą piskliwch dźwięków.
-Kłamstwa, jak to niby mogły być kłamstwa?- Zapytał cicho Kohaku, Itsuko tylko grała przed nimi? Nie mógł w to uwierzyć ale... została ich szóstka... większość z nich zginęła. Bo uwierzyli, że się wydostaną. Uwierzyli w jej zapewnienia.
Reszta widocznie też miała w tym momencie podobne myśli. Słowa Saijiego brzmiały jak absurd... ale to nie skreślało z listy tego, że ona mogła ich zdradzić. Wszystko mogłoby się zdarzyć w tym miejscu.
-Jak to szło? Ah... co masz do powiedzenia, Itsuko?
Dziewczyna pogrążyła się w swoich myślach. Ten gnojek próbował obrócić ich przeciwko niej. Stworzyć z niej uniwersalną zabójczynię, odpowiedzialną za śmierć wszystkich. Reszta przekonana, że to faktycznie jej wina, zaczęłaby głosować na nią. I doprowadziłoby to do ich śmierci!
Nie może pozwolić na to, żeby zginęli! Nie po tym, co przeszli... co ona przeszła!
Ale co, jeśli zdrajca ma rację, co, jeśli jej słowa są kłamstwami, w które ślepo wierzy? Czy to nie jest w porządku wierzyć w rzeczy, których nie jesteśmy pewni? Jeśli tak... to dobrze, w końcu ludziom potrzebna jest wiara.
A ona wierzy, że im się uda. Nawet jeśli to tylko sterta pustych słów.
-Nawet jeśli to kłamstwo, to w porządku...- Wszyscy zwrócili uwagę na jej postać. -Człowiek nie może żyć bez wiary w cokolwiek. Zazwyczaj nie mamy pojęcia, czy to cokolwiek istnieje. Mogę pleść bzdury...-W jej oku ponownie odbiło się dziwne światło.-...nie czuję nadziei, nie widzę niej, również nie słyszę. Ale wierzę, wierzę w lepszą przyszłość!- Ku jego zdziwieniu uśmiechnęła się pewnie.-Pieprzyć nadzieję i rozpacz, ja mam wiarę! A ta wiara nas stąd wyprowadzi!
- Tak, tak, to bardzo ładnie brzmi - wargi reżysera wygięły się w podłej imitacji prawdziwego uśmiechu. Idiotka zachowywała się tak przewidywalnie. Odbębniała standardowy tekst, dokładnie tak jak przewidywał. To będzie jej ostatni gwóźdź trumienny. Zmiażdży ją. - Wspaniale, że tak bardzo wierzysz. Ale to nie zmienia faktu, że jesteś oszustką, do czego sama się przyznałaś. Podobnie jak do tego, że jesteś prawdziwym zbrodniarzem...
- Niby jak? Słucham - syknęła prowokacyjnie.
- Swoimi kłamstwami doprowadziłaś do tych wszystkich zabójstw. Gdy ktoś zaczynał rozumieć, że łżesz, tracił tak zachwalaną przez ciebie wiarę i mordował. A ostatnia śmierć? Misaka, zauważywszy, że to był blef na szeroką skalę, postanowiła opuścić Akademię po swojemu. Nikogo nie uchroniłaś przed załamaniem, nie powstrzymałaś żadnego zabójstwa. Wręcz przeciwnie, sama je wszystkie sprowokowałaś.
"I co ty na to?"
- Na tym sądzie nie rozpatrujemy kwestii wpływu Rozpaczy na nasze poczynania! - warknęła pisarka, zaciskając palce na poręczy. Kostki jej pobielały. Wyglądała, jakby zaraz miała rzucić się na drobnego chłopaczka i rozorać mu gębę paznokciami. - Mamy tu omówić zabójstwo Misaki!
- A ty znowu swoje... Czyżby w trakcie tych paru tygodni twój słuch również się pogorszył? Ozogami Misaka popełniła samobójstwo, bo pojęła, że nas wszystkich okłamałaś. Czy ten fistaszek w głowie, zastępujący ci mózg, pojmie to w końcu?! Jesteś winną każdej śmierci. Począwszy od morderstwa Haruki, na powieszeniu się szachistki skończywszy.
- Ty tu mówisz o metaforze! Mnie chodzi o fakty! Zabierając Misie stołek spod nóg, gdy miała pętlę na szyi, zabiłeś ją!
- Wypraszam sobie - odparł, siląc się na spokojny ton. - Ja go tylko odstawiłem na miejsce, gdy strąciła go stopą.
- To czemu się szamotała? Czemu chciała rozerwać sznur?!
- Pewnie, jak to zwykle bywa, w ostatnim momencie pojęła, jak bardzo chce żyć - pokręcił głową ze śmiechem. - To koniec przesłuchania?
- Nie!
- A szkoda. Nudzę się.
Pisarka rozejrzała się dookoła, jakby szukając oparcia w obecnych na sali ludziach. Jednak ci... unikali jej wzroku. Poczuła, jak ziemia ucieka spod jej stóp. Co się dzieje? Czemu przyjaciele znowu na nią nie patrzą? Gemmei wiodła spojrzeniem po podłodze, Tomiko wpatrywała się nerwowo w Kohaku. Joshiro zamknął oczy i zaczął obgryzać kciuk. Pot spłynął jej po czole.
Czy uwierzyli w łgarstwa Takemury? Była przerażona. Co, jeśli ci, którym ufała, właśnie zastanawiali się nad sensem słów reżysera? Jeżeli faktycznie dostrzegli w niej czynnik odpowiedzialny za masakrę rozgrywającą się w tych murach? Być może jej słowa były bezużyteczne. Być może właśnie pędziła ku swojej egzekucji.
Superlicealna Rozpacz spojrzała na siedzącego na tronie pluszaka. Zastanawiało go milczenie dwubarwnego śmiecia... tak, śmiecia. Nieważne, że Saiji z nim współpracował. To gra Monokumy doprowadziły do śmierci Miury. Brzydził się maskotki, jednak równie mocno brzydził się ludzi, którzy wciąż tu byli. Odrzucało go ich szczęście, które pozwalało tym nieudacznikom utrzymać się przy życiu. Dlatego zgodził się na rolę Rozpaczy, chociaż zazwyczaj wolał obserwować wszystko zza obiektywu. Niedźwiedź obserwował wszystko niezwykle uważnie, jakby szukając miejsc, gdzie plan Takemury sypał się i mógł się nie powieść... trzeba więc zakończyć przedstawienie, zanim coś...
- Nie jestem Rozpaczą - wykrztusiła cicho Itsuko, podnosząc spuszczoną do tej pory głowę. Zdrowe oko znów błyszczało. Utkwiła poważne spojrzenie w błękitnych tęczówkach dawnego przyjaciela. Zaczerpnęła głęboki oddech, jakby zbierając w sobie siły do walki. Shota westchnął głośno.
- Doprawdy, przypominasz zacinającą się płytę. Monokuma, czas na gło...
- Nie. Jeszcze nie. Nie będziemy głosować w tej chwili. Monodupa cierpliwie czekał, może poczekać jeszcze chwilę - w jej głosie pobrzmiewała lekko jadowita nutka. Wyprostowała się i wycelowała palcem w Saijiego. - To wszystko jest twoją winą. Nie moją.
- Kretynko. Skończ już... albo zgoda. Przekonaj mnie, że masz rację. Dajesz.
Jednooka zacisnęła pięści, zgrzytnęła zębami. Teraz albo nigdy. Ma ostatnią szansę, by ocalić siebie i przyjaciół. Musi udowodnić, że to nie ona jest tą złą.
- Jak wcześniej powiedziałam, być może moje słowa były fałszywe. Nie wiem. Wierzyłam w nie i dlatego uważałam je za prawdziwe. Jedyne, co oferowałam wszystkim, to wiara. Wiara jest wyborem. Mogli mnie nie słuchać, mogli odwrócić się na pięcie, kiedy zaczynałam monolog o opuszczeniu Akademii, mogli mnie uciszyć za pomocą taśmy, czyż nie? A jednak słuchaliście. Ty również, Saiji, pamiętasz?
Pozostała część klasy w milczeniu obserwowała tę dwójkę. Nad górną wargą reżysera zebrało się parę kropel potu. Monokuma machał niecierpliwie młoteczkiem.
- Nie tylko słuchaliście, część z was popierała mnie i powtarzała te słowa za mną. Tomiko, Kohaku, nie mam racji?
Malarz i wszystkowiedząca spojrzeli na dziewczynę. W ich oczach coś zamigotało.
- Tak było. Faktycznie, popierałem cię - białowłosy uśmiechnął się niepewnie. Rude sprężyny na głowie Usukari podskoczyły, gdy ta kiwając głową potwierdziła swój udział.
- Swoimi słowami chciałam dodać wszystkim otuchy. Żeby się nie poddawali. Ktoś, kto w nic nie wierzy, jest łatwy do zmanipulowania. Łatwy do złamania grą tej fałszywej, dwubarwnej mordy. Wiara nigdy nie prowadzi do beznadziei. Pani doktor, czy łatwiej jest leczyć pacjenta, który wierzy, że wróci do zdrowia, czy może tego przekonanego o stanie beznadziejnym?
- Ja... - psychiatrę zaskoczył zwrot Kodamy. Chwilę zajęło, nim zrozumiała jej słowa. W końcu kiwnęła głową. - Wiara pomaga w leczeniu. To prawda.
- Naszym leczeniem było przekonanie, że wydostaniemy się stąd. Dlatego zgodziliście się na szukanie wskazówek, jak opuścić mury "szkoły". Bo w to wierzyliście.
- Zamknij się - Rozpacz zrobiła się nerwowa. Cholera, czyżby bełkot kretynki mógł sprawić, że te tępe osły zwrócą się przeciw jemu? Lekarka wydawała się już zbajerowana.
- Nanę do zabicia Yuichiego nie skłoniły moje monologi, tylko twoja manipulacja. Może nie miałeś sposobu na załamanie muzyka, przez co uznałeś go za element potencjalnie niebezpieczny i postanowiłeś wyeliminować go cudzymi dłońmi? Osoby, która miała cię za przyjaciela?
Chłopak warknął. To był chwyt poniżej pasa.
- To nie moje słowa tak wszystkich przybijały, tylko twoje "dowcipy", wymierzone w nasze lęki. To nie ja robiłam z psychiki żyjących sieczkę, tylko ty. Nie ja pomagałam Monokumie w tej chorej grze, tylko ty.
Wydawało się, że jej sylwetka jeszcze odrobinę bardziej się uniosła, jakby zamachiwała się do zadania ostatecznego ciosu.
- Misaka być może czuła beznadzieję, dlatego naszykowała sznur, stołek, przełożyła głowę przez pętlę... jednak ostatnimi jej działaniami były próby rozerwania sznura, co oznaczało, że mimo wszystko pragnie żyć. Pomogła nam swoim listem, podrzucając wskazówki odnośnie tożsamości Rozpaczy. Ale w tej chwili nie mówię o tym. Gdy puściliśmy cię za nią, żebyś dopilnował, by bezpiecznie dotarła do pokoju, zobaczyłeś swoją okazję na pozbycie się jej. Jakiż musiałeś być zadowolony, gdy dostrzegłeś, iż sama ma zamiar usunąć się w cień. Jednak kiedy zawahała się... uznałeś ją za zbyt nie-zrozpaczoną, w końcu tliła się w niej chęć kontynuowania życia, a skoro tak, to takiego elementu musiałeś się pozbyć, podobnie jak Yuichiego.
Głos dziewczyny zdawał się odbijać od ścian i echem atakować głowę reżysera. Żałował, że nie ma czegoś, czym mógłby cisnąć w pisarkę.
- Czy nie było tak? Zdradzają cię oczy, Takemura.
Wtedy zabrzmiała cisza. Jakby każdy wstrzymał oddech, by nie stracić ani jednej sceny. Superlicealna Rozpacz odetchnęła głośno.
- Czy ty... czy w końcu... Skończyłaś?
- Jeszcze chwilka. Dosłownie kilka zdań. Chcę, żebyś wiedział, że i tak się wydostaniemy. Dla tych, którzy przegrali. Dla samych siebie. Szkoda, że nie będziesz świadkiem tego... - na tych słowach zadrżała, świadoma, że mówi o egzekucji kogoś, kto parę tygodni temu był niewinnym dzieciakiem. - Odpowiedz mi przed głosowaniem na jedno pytanie... czy nadal uważasz, że większą zbrodnię popełniłam ja, dając przyjaciołom wiarę potrzebną do ucieczki?
- Twoja nadzieja jest fałszywa. Nawet jeżeli uciekniecie, na zewnątrz czeka na was więcej rozpaczy. I nie ma tam nikogo, kto wam pomoże - Takemura oddychał ciężko.
- Mamy siebie. Wspólnie damy radę. Wiesz co? Zanim zabiłeś Misakę, również dla ciebie było miejsce przy nas... - z odrazą w oczach, Itsuko spojrzała na misia na tronie. - To chyba czas na głosowanie?
Oszołomiona zabawka kiwnęła głową, szóstka przystąpiła do oddawania głosów. Sąd miał na celu ukaranie zabójcy szachistki, maszyna losująca wskazała, że winny jest Takemura Saiji. Superlicealny Reżyser i Superlicealna Rozpacz.
Ciszę, która nagle zapanowała, przerwał dziki wrzask dyrektora.
- Ty nieudaczniku! Jak mogłeś dać się złapać! Jak mogłeś! - czarno-biały miś miotał się na tronie, nie chcąc uderzyć młotkiem w grzybka. - Pozwoliłeś, żeby cię pokonała? Pozwoliłeś, by pojawiła się ta obrzydliwa Nadzieja? Nie! Nie ma mowy! To was, bachory, ukarzę! Nie mojego pupila!
- To wbrew zasadom, którym hołdujesz - zakpił iluzjonista; opuścił swoje stanowisko i ruszył w stronę Itsuko, złapał ją za nadgarstek i pociągnął w kierunku tronu. - Nadziejo, czyń honory i wymierz sprawiedliwość.
- Nadziejo? - pisarka nie zrozumiała, czemu przyjaciel nie wykazuje niepokoju planowaną egzekucją i dlaczego tytułuje ją w taki sposób. Zauważył to i pokręcił głową.
- Potem wytłumaczę, ty trzaśnij w przycisk, a ja... - niebieskowłosy zrobił zamach na tron, zgrabnym ruchem wyrwał Monokumie młotek, który rzucił jednookiej, sam uśmiechnął się do misia. - Twoja przegrana.
Kodama chwyciła przedmiot. Widok czerwonego przycisku wywoływał u niej mdłości. Nie, nie może. Nie wolno jej decydować o karaniu. Jednak... spojrzała na stojącego nieruchomo Saijiego. Uśmiechał się z drwiną.
Patrzyła na chłopaka, który dręczył ich, zmusił jedną osobę do brutalnego zabójstwa, drugą sam pozbawił życia w najbardziej dramatycznej sytuacji. Kto wie, czy gdyby nie został Rozpaczą wcześniej, nie zginęłoby więcej ludzi. Nadszedł czas zapłaty.
"Ciekawe, co powiedziałby Miura, widząc, kim stał się jego przyjaciel..." - ta myśl sprawiła, że kilka łez potoczyło się po jej policzkach. Sama nie wiedziała, skąd wzięły się te słone krople. Musi to zrobić. Zamachnęła się i uderzyła główką młotka w lśniącą karmazynową powierzchnię.
Chwilę po tym, jak wykonała ten gest, całą salę wypełniła kolejna salwa piskliwego śmiechu.
-Powiedz, to przyjemne uczucie? Uczucie, kiedy jesteś czyimś katem?- Zacisnęła pięść na młoteczku. Nie, teraz się nie podda jego fałszywym słowom, nie, kiedy wygrała. Odwróciła od niego głowę, jednak milczała.
-Nie słuchaj go, Kłoda, partoli od rzeczy, jak to szaleniec!- Na jej ramiona rzucił się Joshiro, posyłając jej dość ciepły uśmiech. Nie wiedziała tylko, że ten uśmiech miał inny cel - odwrócenie jej uwagi od tego, w jak drastyczny sposób ciało Saijiego zostało zaciągnięte do miejsca egzekucji.
Słysząc, jak uderza parę razy o ścianę, Himeka wymienił się z resztą spojrzeniami i zaciągnął pisarkę za winnym chłopcem.
- Nie chcę na to patrzeć.
- Nikt nie chce, jednak musimy - iluzjonista musiał bardziej się wysilić, bowiem Itsuko stawiała opór; nie miała zamiaru być świadkiem egzekucji, którą sama ogłosiła.
- To scena finałowa. Chodź.
Znalazł się w ciemnym pomieszczeniu, co nieszczególnie go zdziwiło; w końcu wszystkie kary zaczynały się w ciemnej, pustej sali. To takie przewidywalne, że musiał ziewnąć. Liczył, że chociaż sposób ukarania będzie spektakularny. Widowiskowy...
Nim tu trafił, odebrano mu bluzę Miury, czym tylko go rozwścieczyli. To jego ostatnie chwile, nie mogli mu zostawić żadnej pamiątki? Pewnie to miało tylko bardziej zaboleć. Umrze, pozbawiony wszystkiego.
Nigdy już nie nakręci filmu. Nigdy nie pójdzie na nudne przyjęcie z okazji promocji jego dzieła. Koniec. Być może jego nazwisko przebrzmi trochę w świecie kinematografii... i tyle. Najgorsze w tej zapchlonej Akademii było to, że gdy trafiło się tu, świat magicznie wręcz zapominał o twoim istnieniu. Czy to dlatego, że skoro nie umiał przerwać tego (lub nie chciał), wolał odsunąć się i udawać, że nic złego się nie dzieje?
Rozbłysło ostre światło, które podrażniło jego oczy, musiał je zmrużyć. Naraz usłyszał też dziwny, mechaniczny dźwięk. Rozejrzał się, by wiedzieć, z czym ma do czynienia.
Z wnęki w ścianie wyłoniły się trzy dość spore lalki, pododne do tych z egzekucji Fuchido i Maramo. Wyglądały na nieco zardzewiałe, ich kończyny z każdym ruchem skrzypiały. Nie były uzbrojone, co go lekko zaskoczyło. Raczej nie przyszły tu, by wypić z nim herbatkę. W kulach na szyi, gdzieś pośrodku, miały lampeczki, imitujące oczy, jeden na szczycie miał umieszczoną kamerę. Ciekawe, czy nagranie z egzekucji jest dla Monościerwa, czy też może puszczane będzie resztkom jego 'klasy'.
Manekiny powoli zbliżały się do niego. Jak powinien zareagować? Walczyć? Na razie nie został sprowokowany. Z drugiej strony wiedział, że nie ma szans. Lalki go zabiją, nie miał jednak pojęcia jak.
Wycofał się o kilka kroków, stopą potrącił kawałek cegły. Skąd wzięła się cegła? A czy to ważne? Zgarnął odłupany kawałek, w razie czego mógłby się nim obronić...
Coś wysunęło się z 'dłoni' lalek. Poznał to po odgłosie. Brzmiało to jak...
...pazury Monokumy.
Wzdrygnął się i cisnął cegłą w jednego z manekinów, trafiając w 'głowę', a konkretniej w prawą żarówkę. Widząc ukruszone szkło i sterczące z niego druty, roześmiał się głośno; lalka przypomniała mu o kretynce, przez którą znalazł się tutaj.
Ale teraz musiał wybrać - walczyć z upazurzonymi manekinami i ryzykować śmierć przez filetowanie lub uciec, przedłużając tym swoje życie. Postanowił nie dawać nikomu satysfakcji z szybkiego zgonu i puścił się biegiem przed siebie.
Tupot stóp utwierdził go w przekonaniu, że jest ścigany. Zresztą nie spodziewał się niczego innego. Nie zawracał sobie jednak głowy gonitwą, po prostu przyspieszył. Gnał prosto, szybko opadając z sił. Lalki niedługo go dopadną. I nic z tym nie zrobi.
Mimo to wpadł w kolejny zakręt. Zastanawiające, że jak do tej pory nie natrafił na żadną ścianę. Czy to jakaś forma ratunku dla niego? Wątpił w to. Raczej wydłużenie męki; w końcu był Rozpaczą, kara musiała być jak najbardziej spektakularna, im dłuższa i bardziej wyczerpująca dla ofiary, tym lepiej.
Koniec, nie miał już siły. Zatrzymał się, dysząc ciężko, chwilę potem upadł na kolana. Był wyczerpany. Ale... Nie słyszał już uderzeń metalowych stóp... rozejrzał się, widok jednego przedmiotu wprawił go w osłupienie.
Na wieszaku znajdowała się bluza Ryuu. Uśmiechnął się, wstał i ruszył powoli w głąb pomieszczenia. Musnął dłonią materiał, gdy pod jego stopami rozległ się zgrzyt, chrobot, a podłoga zadygotała. Zdążył tylko zerwać bluzę z wieszaka, a w następnym momencie spadał pionowo w dół.
Nie obchodziło go, co znajduje się na dnie przepaści. Trudno, nadeszła jego godzina. Przytulił się mocno do 'pandy', wciąż uśmiechnięty.
Uśmiech nie zszedł z jego twarzy nawet wtedy, kiedy wpadł w sieć złożoną z taśm do kamer starego typu. Nie otwierał już oczu - po co?
Te rolki, na które spadł, zaczęły się rozwijać i oplatać go powoli, niczym rozwalcowane węże boa. Każdy następny splot był mocniejszy. Sklejki pojedynczych klatek owijały się już wokół klatki piersiowej i szyi. Ciaśniej, coraz ciaśniej... krztusił się, gdy uścisk dopadł płuca. Bolało. Nie spodziewał się, że to będzie tak boleć...
Zwymiotował, kiedy jelita i żołądek zostały zmiażdżone. Pękały żyły, soki trawienne wymieszały się z krwią. Musiał wyglądać obrzydliwie.

Pozbyli się zagrożenia, ponownie pokazali, że potrafią wygrać z rozpaczą... to dlaczego... dlaczego czuła się tak źle? To wina tego, że ONA dokonała tej egzekucji? Że to ona go zabiła? A może to wina tego... że ich dobry przyjaciel zdradził? Winnymi mogłyby być także te okropne obrazy jego małego ciała skąpanego we własnej krwi, jakie przed chwilą ujrzała.
-Czuję się źle.- Wyszeptała, zdając sobie sprawę, że wciąż trzyma... odrzuciła ten okropny przyrząd na tron. Tak, w sali, gdzie oglądali egzekucję, także znajdywał się tron. Pewnie żeby 'dyrektor' miał dobry widok...
 Czarno-biały śmieć nie odezwał się nawet słowem, patrzył tylko na ich reakcje. Na tę rozpacz i zawód, które niby miały ich pogrążyć w jeszcze większym bagnie niż są.
 Czyjaś dłoń spoczęła na jej ramieniu, odruchowo się odwróciła, stała tam Tomiko. Tuż obok niej przytoczył się krzywo uśmiechnięty magik.
-Nie obwiniaj się, Itsuko. To jego wina, że tak skończył.- Oświadczyła łagodnie brzmiącym głosem.
-Ale... to ja go...to moje ręce...
-O nie, zaraz zacznie beczeć!- Jęknął, czując, jak lewy łokieć wbił się w jego brzuch. Stojący trochę w tle malarz jęknął, rozpamiętując to, ile razy sam oberwał od Tomiko. -Błagam, tylko nie w żebra.- Wysyczał na jednym tchu, wydając z siebie dodatkowo niezidentyfikowane dźwięki.
-W zasadzie sam to na siebie zrzucił, nie musisz zamartwiać się tak trywialnymi sprawami jak czerwony guziczek.- Do konwersacji przyłączyła się psycholog, gdzieś w głębi jej chłodnego serca obawiała się o psychikę koleżanki.
-Gem zdrobniająca słowa jest taka słodka, plus dwadzieścia punktów do moe!- Wszystkie pary oczu spoczęły na Joshiro, komicznie wystawiającym kciuki.
-Pani doktor, tego pacjenta już się nie da uratować.- Oświadczył rozbawionym głosem Kohaku, tykając lekko łokciem doktorkę, ta akurat wyglądała na zadowoloną z myśli o męczeniu tego przypadku.
-Niech spoczywa w spokoju.
-Ej, nooo!
Itsuko zaśmiała się cicho pod nosem, wciąż dręczyła się, że to z jej rąk skazano ich przyjaciela. Byłego przyjaciela... jednak wciąż był jednym z nich, wciąż posiadali miłe wspomnienia o nim. Po prostu wybrał zły sposób wyjścia stąd.
Powoli wychodzili z sali gęsiego, jedno za drugim, próbując jakoś rozwiać tę smutną, przepełnioną zdradą atmosferę. Nie zważając na krytyczny wzrok ich oprawcy.
-Rany, kiedy tylko widzę, jak ta banda nieudaczników napełnia się nadzieją, chce mi się rzygać. Nic nie umieją zrobić poprawnie. Ah, gdybym tak sam mógł wyzbyć się jednego po drugim...- Zza siebie wyciągnął magicznie kolejny przyrząd, podobny do pilota. Powciskał niezgrabnie swoimi puchatymi łapkami kilka przycisków.
W tej samej chwili zegar ustawiony na holu głównym odliczył kolejne minuty w tył.

-Hej, Joshiro.- Nastolatek odwrócił się w stronę przyjaciółki. Szykowali się akurat do rozejścia do swoich pokoi, lada chwila Monozasraniec ogłosi ciszę nocną.
-Co jest, nie mów, że wreszcie urzekł cię mój wygląd i charyzmatyczna osobowość. Zazwyczaj to drwali ciągnie do drewna, nie na odwrót.- Szybko odchylił się przed nadlatującym śmiercionośnym piórem prawdy, chociaż, jakby się tak przyjrzeć z bliska, to tylko zwyczajny długopis, jaki można kupić w kiosku na rogu. Ta dziewczyna, mimo wątłej budowy, nieźle rzucała, dziwne, że nie wzięli jej do ligi bejsbolowej. -No żartowałem!- Jęknął, przybierając udawaną obrazę.-To o co chodzi?- Zapytał tym razem łagodniej, nie chcąc obudzić w niej tego przerażającego demona.
-Wyjaśnij mi, o co ci chodziło z tą całą nadzieją.
-To akurat idealny temat na dobranockę!- Zniknął jej sprzed oczu, by znaleźć się tuż za nią. Położył swoje dłonie na jej ramionach i poprowadził w przód.-Zbierzemy kilka ofiar i ci opowiemy wszystko. Każdy najmniejszy szczegół tego tajemniczego tytułu...- Powoli zaczęła żałować, że nie spytała się kogoś normalnego.

piątek, 26 września 2014

8.3

- Rozpacz... Itsuko, a masz na to jakieś dowody oprócz metafory Misaki? - jednooka dziewczyna wbiła paznokcie lewej dłoni w prawy nadgarstek. Nie, pytania psychiatry nie drażniły jej. W końcu to było zadanie tych, którzy słuchali przedstawianych argumentów - negowanie i stwierdzanie, czy pasuje to do ich teorii.
To nie było zdenerwowanie na racjonalizm Gemmei. To było zdenerwowanie, czy idzie dobrym tropem. Ale to już ustaliła wcześniej. Wzięła głęboki oddech, czując na sobie wyczekujące spojrzenia reszty.
- Krzesełko. Jedyna rzecz, której mogła użyć jako podpórki... gdyby... zrobiła to... - krztusiła się słowami. Dlaczego było to tak trudne? - ...pewnie kopnęłaby stołeczek. A ten... stał obok drzwi, jak gdyby nigdy nic. Nawet nie leżał przewrócony.
- Pionek... - dodał mrukliwie Joshiro, patrząc na stanowisko Misaki. - A raczej figura - zreflektował się, widząc, że Kodama otwiera usta, by poprawić błąd.
- Co z nim? - iluzjonista spojrzał białowłosemu w oczy. Powinien pewnie zachować się beztrosko, jednak...
- Kodama zauważyła, że brakuje białej królowej na osobistej planszy Misy.
- [No i...?]
- Ruszże głową, Saiji! - pisarkę postawa Takemury coraz to bardziej irytowała. Zachowywał się, jakby nie obchodziła go ta śmierć. - Rozpacz zostawił nam na sali sądowej "prezencik" w postaci rzeczy osobistych tych, którzy przegrali. Nie sądzę, by podrzuciła figurę osobiście, wiesz? Podobnie jak inni.
- To... trzyma się kupy. Załóżmy, że faktycznie mówimy o Rozpaczy... Jak teraz mamy ją skazać? Nie mamy niczego oprócz... niczego - Usukari owijała dookoła palca rudą sprężynę, niepewność mieszała się z chęcią odwetu. Ktokolwiek tak skrzywdził Misakę i pozostałych przy życiu uczniów, musi za to odpowiedzieć.
- Zastanówmy się... Kodama, podasz mi ten list? - psychiatra wyciągnęła rękę w stronę kalekiej koleżanki, ta posłusznie wyciągnęła świstek. Hashimoto powiodła po nim wzrokiem. - Ozogami sama dała nam wskazówkę - powiedziała dość cicho.
- Pisze tu o Rozpaczy... jako o nim - uzupełniła pisarka, kuląc się lekko.
- H-hej, to seksizm - Himeka usiłował zażartować, jak zawsze.
- Akurat nie. Tak myślę. Raczej nie wywiodłaby nas w pole, używając mylnego rodzaju czasowników, co nie?
- Hę? Bełkoczesz jak nauczyciel literatury.
- Wah! Dziękuję, że mój tok myślenia nazywasz bełkotem...!
- Upupu, to wy macie czas na kłótnie? - oczywiście pluszak nie byłby sobą, nie wtrącając się. Znikąd wyjął mały młoteczek, machając nim, rzucił swobodnie: - Czyli co, głosowanko?
- NIE! - wydarła się Tomiko, gromiąc miśka wzrokiem.
- A-ah, bo już myślałem... nudzi mi się. A chyba wszystko ustaliliście, bo nasza szkolna parka kłóci się swobodnie...
- Stul pysk - Itsuko spuściła wzrok na barierkę. Niestety... niedźwiedź miał rację. To nie czas na słowne przepychanki. Gdyby faktycznie teraz miało miejsce głosowanie, nie wskazaliby nikogo, a Monodupa otrzymałby swojego zwycięzcę. Powinna skupić się na szukaniu winnego.
Tymczasem Kohaku zastanawiał się nad czymś, tak wnosiła Gemmei, patrząc na jego zmarszczone czoło. W końcu artysta odezwał się, siląc na spokojny ton.
- Może podpowiedź znajduje się w minionych wydarzeniach, co? Wiecie, jakieś dziwne zachowania albo ktoś powiedział coś podejrzanego...
- To... to bardzo dobre, Harada - chłopak zaczerwienił się, słysząc te słowa.
- Chcę tylko pomóc.- Rzekł uśmiechając się nieśmiale. Zaraz ta mina zamieniła się miejscami z czymś poważniejszym.
-No to, geniuszu, jakie dziwne zachowania żeś zapamiętał?- Pytanie iluzjonisty zbiło go z tropu i sprowadziło do ponownego zawstydzenia się.
-Um... Eh... dziewczyny, nie powinnyście przejąć pałeczki w tym momencie?!- Pisnął, odwracając szybko głowę w ich stronę.
-I do tej pory myślałam, że tylko Himeka jest seksistą.- Wymieniony kucnął i spróbował się skryć przed ostrym wzrokiem Kodamy. On i jego głupi pech z babami.
-Sugito mówiła coś o rozpaczy.- Zaczęła cicho Hashimoto, przyłożyła palec wskazujący do ust. Intensywnie wpatrywała się przed siebie.
-Nana?- Tomiko wzdrygnęła się, usłyszawszy nazwisko zmarłej przyjaciółki. Przesunęła wzrokiem na jej stanowisko, okupowane teraz przez ten cholerny pionek shogi.
-Faktycznie, ale myślałem, że tylko zbzikowała i zaczęła gadać od rzeczy.- Joshiro zaczął kręcić pacem przy głowie, gwiżdżąc dziwne nuty.
-W-Wracając do tematu, sama by nie wymyśliła, że Toyotomi niby był Rozpaczą.- Tomiko niezbyt lubiła, jak iluzjonista oczerniał zmarłych...to było niemiłe.
Następnym razem, jak to zrobi, czymś w niego rzucę. - pomyślała z uśmiechem.
-Huh, czemu?- spojrzała na białowłosego z zażenowaniem.
-Gdybyś jej podał zwyczajne puzzle, to by je w mig ułożyła, ale gdybyś jej dał przykładowo trzy misie i kazał wybrać jednego, to bez konsultacji z kimś nie tknęłaby żadnego.
-[Przepraszam, ale nie rozumiem.]- Na czole rudowłosej zaczęła pulsować żyłka, rozmasowała skronie i wzięła głęboki oddech, by zrobić im kolejny długi wywód.
-Masz na myśli, że nie umie się zdecydować, tak?- Zapytała cicho Gemmei, czekając na reakcję.
-Tak! Dziękuję ci!- Odetchnęła z ulgą, wdzięczna doktor. Chociaż jedna osoba ją zrozumiała! -Z informacji, jakie uzbierałam, nigdy nie było od tego wyjątków, a jeśli decydujesz się na zabicie osoby, to jest to wielki wybór, tak?- Wszystkie słowa wypowiadała wolno, przez zęby. Jeżeli ktoś się jeszcze raz spyta, o co jej chodzi, zrobi się źle.
-Ktoś... nią kierował?- Wszyscy spojrzeli się na Kodamę, stała, podpierając podbródek dłonią. -Jeżeli weźmiemy pod uwagę te głupie żarty, to oczywiste, że winny jest ten zasraniec. A jako że Misaka zaświadczyła w swoim... liście, iż jej zabójcą jest rozpacz, powiedzmy, że myślała o konkretnej osobie... to... ten, który nakierował Nanę na morderstwo Yuichiego, może być również zabójcą Misy.- W jej oczach rozbłysnął dziwny blask, zupełnie jakby wewnątrz rozgryzła coś zupełnie innego. Ta sama osoba kierowała tymi zbrodniami, czyli muszą znaleźć kogoś, kto miał związek z obydwoma wydarzeniami; kogoś...
-[Co ma piernik do wiatraka? Była niezdecydowana, ale to nie oznacza, że ktoś ją namówił do zabójstwa.]- Saiji trzasnął wolną ręką w drewnianą barierkę, nie wyglądał na zadowolonego. Jego wzrok zdawał się być bardziej wyostrzony, brwi złowrogo opadły w dół, nie przypominał niczym tego niewinnego dzieciaka, który chował się za Kohaku. Te zmiany były zauważalne, jednak Gemmei, mimo dostrzeżenia ich, nie uważała tego za dziwne, ta szkoła zmieniła ich wszyskich. A on był jedną z najbardziej pokrzywdzonych osób, to normalne, że nie chciał poruszać tematu zmarłej hikikomori.
-To jedyna teza, jaką teraz posiadamy, fakt, brzmi jak wyssana z palca, ale czegoś musimy się trzymać.- Wyszeptała pisarka, spoglądając gdziekolwiek w bok, byle nie na chłopaka. Chrząknęła i wyprostowała się. -Wracając do tematu, jeśli ta jedna osoba jest odpowiedzalna za morderstwo Misaki i zmanipulowanie Nany to...
-Musiała być w jakiś sposób związana z obiema sprawami.- Dokończyła za nią rudowłosa, pokiwała lekko głową, potwierdzając jej słowa. -Ale kto?
-Ktoś bliski... kłamstwa, nie dało się zbliżyć do Ozogami! To jak posłanie małego króliczka w paszczę lwicy!
-Joshiro, twoje porównanie było trafne, ale zamknij usta, jeśli możesz.- Chłopak powstrzymał łzy powstające w kącikach oczu i wybełkotał coś o wrednych fioletowowłosych postaciach. Potem spytał się, czemu w ogóle takie dziwne kolory istnieją. Hashimoto spojrzała na niego z kpiną.
-Może nie ktoś bliski, ale ktoś, kto mógłby je zmanipulować. Ktoś, kto był obecny przy Nanie przed tym, jak zabiła, kto był ostatnią osobą przy Misie-cchi.- Oświadczył białowłosy, również zatracony w myślach. Cały ten sąd sprawiał, że jego głowa zaczynała boleć. Kto był jednak tą osobą? Aby przemówić Sugito do "rozsądku", ta osoba musiała mieć jej zaufanie, również musiała być z Misą, zanim popełniła samobójstwo. Z tego, co wyczytał w danych na PDA, zmarła niedługo po tym, jak uciekła  przemoczona z basenu. Coś mu zaświtało w myślach.
Joshiro wrzucił szachistkę do wody, wyleciała z płaczem... ktoś poszedł za nią. Przesunął wzrokiem po wszystkich zebranych, póki nie zatrzymał się na sylwetce psychiatry. Pamiętał, że robiła te dziwne znaczki dłońmi.
Język migowy.
Do kogo się nim zwracała? Kolejny raz przesunął zielonymi tęczówkami po każdym. Zauważył, że Itsuko z pewnością też coś musiała załapać.
-Saiji... ty byłeś ostatni z Misaką, prawda?- To potwierdziło jego obserwacje.
Reżyser wydawał się być urażony. Zamrugał parę razy w otępieniu i wydał z siebie odgłos w postaci 'huh?'
-[Tak, dostałem też butem w głowę, mam guza.]- Przejechał palcem po wypukłości, z każdym razem, gdy ją w jakikolwek sposób tknął, piekła.
-Mogła cię kopnąć, kiedy uciekał z niej ostatni oddech!
-Itsuko!- Pisnęła wszystkowiedząca, karcąc wzrokiem swoją przyjaciółkę.
-No co, sam potwierdził, że tam był!-Jej głos podskoczył o parę decybeli wyżej, przybierając formę nieprzyjemnego piszczenia. Chłopak westchnął i podrapał się z tyłu głowy.
-[Tak, byłem, ale z tego, co pamiętam, to jeszcze oddychała i wrzeszczała, ile się dało.]- Gemmei zanotowała kolejną zmianę w jego zachowaniu; mówi, że nie rozumie, kwestionuje wszystko, powielił gest głównie wykorzystywany przez Kohaku w tym towarzyswie, nie interesuje się tym, że debatują o czyjejś śmierci. Nie okazuje nawet trochę zdenerwowania tym, że jest głównym podejrzanym.
Pare tygodni wstecz pewnie by sam nawet nie pomyślał, że skończy w taki sposób.
Wpierw możnaby obwinić sprawę ze śmiercią Otsu, był pierwszym, który zobaczył te zbeszczeszczone zwłoki. Następnym i największym ciosem dla jego psychiki była śmierć Miury. Do tej pory ma na sobie tę okropną bluzę splamioną krwią yakuzy. Po tym jak niemalże się załamał, stracił dwójkę bliskich osób mogących jakkolwiek do niego dotrzeć.
-Hej, Gem, nad czym tak intensywnie myślisz?- Zmarszczyła czoło, magik pochylał się w jej stronę.
-Pierwsze, nie nazywaj mnie tak proszę. Drugie, to jak Takemura się zmienił.
-Zmienił?- Tomiko przechyliła głowę na bok, fakt, coś z dzieciakiem było inaczej.
-Tak, pamiętam jak na samym początku byłeś tak nieśmiały, że się za mną chowałeś.- Saiji zarumienił się lekko i oburzony odwrócił głowę na bok, Harada zaśmiał się głupio. -Teraz jesteś inny, zupełnie jakby...
-Zawładnęła nim rozpacz.
-Tak, jakby zawładnęła tobą ro... ejjj! Itsuko to był cios poniżej pasa. Rozumiem, jest źle, ale nie powinnaś być taka ostra.-  Czując się niczym skarcone dziecko, zniżyła głowę.
-Ale to nie znaczy, że nie możemy tego wziąść pod uwagę. Wiadomo, że po... śmierci Ryu mu odbiło, to mogło spowodować przejście na... stronę rozpaczy.- Widząc swoją szansę, Joshiro podciągnął pelerynę pod nos.
-Przejdź na ciemną stronę mocy, mamy ciasteczka i pluszowe misie~.
Pisarka potarła swoją skroń, musiał się wtrącić i zepsuć napięcie. Musiał. Chrząknęła i ma powrótk znalazła się w centrum uwagi.
-W końcu, to Saiji był tym, który z Yuichim i Naną odnalazł akta z naszymi życiorysami i danymi. To on był na tyle bliski Nany, by ją mógł zmanipulować do zabójstwa. To on jako jedyny ze wszystkich tutaj był przy Misace, przed jej śmiercią.- Wszystko zdawało się teraz o wiele jaśniejsze. Miał w swoim posiadaniu papiery mówiące o nich w zasadzie wszystko, dzięki nim i pomocą czarno-białego zasrańca, udało im się przestraszyć pozostałych głupimi kawałami. Celowali w ich największe lęki. Jaki miał jednak cel, aby nasłać hikikomori na muzyka, we trójkę zdawali się sobie bliscy. Być może rozpacz nim pokierowała do tego. Spojrzała na niego, spoglądał na nią pusto.
-Widząc, że Misaka była w... no cóż, nie najlepszym stanie psychicznym, zauważył swoją szansę na szybkie pozbycie się jej. Kiedy się zgłosił i za nią poszedł, mógł nie wiedzieć, że na serio będzie się chciała... zabić. Zaczął z niej drwić, by pogorszyć sprawę. Wahała się, jestem tego pewna, że nie chciała tak skończyć. Ale potem... kiedy stała nad tą liną, zepchnąłeś jej krzesełko spod nóg, prawda? Patrzyłeś, jak próbuje się uratować, ale... ale...- Z oczu Kodamy wypłynęły łzy. W całej sali zapadła martwa cisza, jej oskarżenie wydawało się logiczne i chyba... najbardziej trafne. Zatrzymali się w martwym punkcie, tutaj zawsze liczyli na szczęście, że odnajdzie się poważna wskazówka, prowadząca do zbrodniarza.
Do tej pory mieli to szczęście, może Haruka nad nimi czuwał...czuwała. -Więc... co masz na swoją obronę... Saiji?
Chłopak uniósł głowę, by złączyć się spojrzeniami z Kodamą. Wydawał się spokojny, jego twarz nie wyrażała jakichkolwiek uczuć. Przekręcił głowę na bok, zaraz potem założył kaptur ze sterczącymi pandzimi uszkami. Cień zakrył oczy, wydawało się, że dwa niebieskie kółka świeciły w tych ciemnoścach.
Zmarszczyły brwi, w krótkim momencie z błogiego spokoju jego mina zmieniła się w czystą wściekłość. Podniósł swoje PDA i cisnął nim w pisarkę. Dziewczna ledwo unikła uderzenia, urządzenie trafiło w ścianę za nią, a jego części poleciały pod jej nogi. Krew uciekła z jej policzków, gdyby to walnęło w nią z taką prędkością, mogłaby stracić drugie oko.
-Znowu...- Czas zatrzymał się w miejscu, uwaga wszystkich spoczęła na reżyserze. -Znowu wszystko zepsułaś! Ty wiesz, ile pracy włożyłem! Ty wiesz, ile przecierpiałem! Mieliście obwinić kogoś innego! Nie słodkiego, jednak skrzywonego psychicznie shotę! Ale nie! Zawsze się musi znaleźć jakiś idiota, co wszystko przyuważy! Wiesz co, Kodama? Pieprz się! To ci tylko powiem! Co się tak gapicie? Wiem, wiem, to szok, kiedy ten niewinny i słodziutki drugoplanowy bohater staje się głównym anatagonistą, ale popatrzcie na to, jak zaciśnia się fabuła! Najgorszy scenariusz się spełnia, akcja nabiera tempa, kamera w ruchu!